Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

sobota, 31 grudnia 2011

Tag - 5 noworocznych kosmetycznych postanowień



Zasady:

1. Piszemy kto zaprosił nas do zabawy.

2. Podajemy 5 postanowień dotyczących kosmetyków, które mamy zamiar zrealizować w nowym roku. 

3. Zapraszamy do zabawy minimum 5 kolejnych bloggerek.


Otagowała mnie Ejndzel z Bloga pisanego lakierem do paznokci - dziękuję!

Moje postanowienia nie są dla mnie całkowicie niewykonalne (dlatego nie planuję np. drastycznego ograniczenia kupowania lakierów do paznokci), ale nie są też szczególnie proste do zrealizowania. Dlatego swoje szanse na ich dotrzymanie oceniam dość optymistycznie :) 
1. Nie kupować kosmetyków na zapas, ale dopiero wtedy gdy dana rzecz będzie na wykończeniu (dwa wyjątki - żele pod prysznic i lakiery do paznokci). 
2. Więcej systematyczności w używaniu niektórych kosmetyków - z większością nie mam problemu, ale są takie, po które sięgam stanowczo za rzadko - np. woda termalna, peeling do ciała, maseczki oczyszczające i nawilżające, maski do włosów, Driclor, szminki...
3. Czytać więcej o pielęgnacji włosów, wprowadzać w życie, obserwować uważniej, co służy moim włosom. Czyli zgłębiać tajniki olejowania i inne rytuały włosomaniaczek.
4. Uczyć się makijażu oczu, próbować dużo częściej na własnych powiekach - a nie tylko czytać/oglądać tutoriale i myśleć, że mi tak nigdy się nie uda.
5. Jeść mniej słodyczy - zaliczam do postanowień kosmetycznych, bo na pewno wpłynie to pozytywnie na wygląd skóry :)


Taguję 
- Sia z Sia's Obsessions
- Cat Girl z Piękno jest w każdej z nas..
- Carmen10210 z Pazurki Carmen
- Kate z Crazy About Colors
- każdego, kto ma ochotę ujawnić swoje kosmetyczne postanowienia

środa, 28 grudnia 2011

Colour Alike - Jesienny Blues

Pogoda tej zimy jest typowo jesienna, wczoraj w Warszawie przez większość dnia padała przygnębiająca mżawka, generalnie jest szaro, buro i chmurzyście (jest takie słowo? Chyba nie, bo mam podkreślone na czerwono). Wrzucam więc zdjęcia lakieru o adekwatnej do rzeczywistości nazwie, czyli Jesienny Blues z najstarszej kolekcji limitowanej Colour Alike - City Fever. Pisałam już, jak uwielbiam lakiery Barbra za wszystko - niską cenę, fajne nazwy, wysoką jakość - jeśli ktoś jeszcze ich nie zna, a czuje się przeze mnie skuszony - najłatwiej kupić je tutaj. Sama szykuję się do zamówienia kilku kolejnych butelczyn, nowe kolory są zachwycające :)
Jesienny Blues to spokojny, beżowy kolor z dużą dawką szarości. Widać to na zdjęciach - w słońcu jest jak kawa, w cieniu wyłazi z niego myszowatość. Ma nienachalne srebrzyste drobinki, które nie są nazbyt widoczne - myślę, że jest to dobra opcja na początek dla kogoś, kto uważa że jest w stanie nosić tylko kremowe lakiery. Dwie warstwy.



wtorek, 27 grudnia 2011

Kleancolor - Fashionista

Ciąg dalszy prezentacji lakierów Kleancolor, na brokatowe topy będziecie musiały zaczekać aż zaświeci słońce, bo bez niego zdjęcia wychodzą mi jeszcze gorzej. Oto Fashionista, czyli zgniły zielony z żółtymi nutami. Kiedyś nie spojrzałabym na taki odcień, dziś mnie fascynuje :) Muszę go rozcieńczyć, niestety lakiery tej firmy są dość gęste. Dwie warstwy.



Porównałam z drugim kupowatym kolorem, jaki mam, czyli Wibo So Matte 04. Od góry mamy Kleancolor, potem Wibo z nabłyszczającym topem, następnie zmatowiony Kleancolor i Wibo solo. 


I jeszcze zdjęcie w sztucznym świetle. Widać, że do mojego Essie Matte About You dostały się holodrobinki, trochę szkoda :(


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Kleancolor - Pastel Blue

W lipcu tego roku zamówiłam trzynaście lakierów na beautyjoint.com, w tym dziesięć z marki Kleancolor, znanej głównie z niskiej ceny i straszliwego zapachu. Zapach jest dość mocny, ale jak dla mnie zupełnie do zniesienia, a jedna sztuka razem z przesyłką kosztowała ok. 9,70 zł, więc rzeczywiście tanio. 
Kleancolor ma bardzo ciekawe topy brokatowe, ale o nich kiedy indziej. Dziś kolor, jaki posiada w swojej ofercie większość firm lakierowych, czyli baby blue. Bardzo rozbielony niebieski, dwie warstwy kryją idealnie.



czwartek, 22 grudnia 2011

Tag Lakieromaniaczki



Grafika pochodzi z bloga Whale's Nails, na którym utalentowana autorka udostępnia nam tę i inne plakietki za darmo, można skorzystać i umieścić na blogu (co oczywiście uczyniłam).



1.Ulubiona marka lakierów
Coraz bardziej moje serce zdobywa firma China Glaze, mają świetne pomysły, pasuje mi konsystencja i pędzelek, dobrze mi się maluje.
2.Lakiery brokatowe czy kremowe?
Kiedyś głównie kremowe, teraz wkręcam się w brokaty. Przeważnie wybieram brokaty kiedy wiem, że będę mogła poświęcić więcej czasu na zmywanie.
3.OPI,China Glaze czy Essie?
Jak w punkcie nr 1 - China Glaze. Uwielbiam Essie i ślinię się do wielu OPI, ale moje paznokcie ich nie lubią - Essie zazwyczaj odpryskują pierwszego dnia po nałożeniu, a kremowe OPI nakładają się nierówno lub bąbelkują, nie znalazłam jeszcze na nie dobrego sposobu.
4.Jak często zmieniasz kolor lakieru do paznokci?
Mniej więcej od stycznia tego roku codziennie, max co dwa dni (jeśli jest mega ładny). Jeśli lakier następnego dnia trzyma się nienagannie, to i tak lubię mu coś dodać dla urozmaicenia. Doczekałam się już komentarzy w pracy typu "drugi dzień ten sam lakier?Wow :)"
5.Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Niebieski, na lakierowych półkach jako pierwsze przyciągają moją uwagę.
6.Ciemne czy jasne pazurki?
Właściwie to średnie, nie przepadam za zbyt jasnymi lub zbyt ciemnymi - co z tego, że jest to piękny ciemnogranatowy lub ciemnofioletowy, skoro wygląda na prawie czarny.
7.Co masz aktualnie na paznokciach?
Zoya Charla, ale zaraz zmywam, bo to już trzeci dzień od pomalowania ;) poza tym trochę wytarły się końcówki po umyciu lodówki.
8.Czy lubisz matowe wykończenie?
O tak, kupiłam Essie Matte About You i miałam długą fazę matowania każdego lakieru. Lubię obserwować, jak zabija połysk :)
9.Czy jesteś fanką frenchu?
French miałam robiony raptem kilka razy, zawsze u manikiurzystki. Kupiłam kiedyś biały lakier do końcówek Miss Sporty i naklejki Sally Hansen ułatwiające równe nałożenie, nigdy ich nie użyłam :)
10.Ulubiony zimowy kolor?
Zimą maluję na te same kolory jak w inne pory roku - czyli takie, na jakie mam ochotę danego dnia.
11.Za lakierami jakiej marki szczególnie nie przepadasz?
Nie darzę niechęcią żadnej konkretnej marki, jednak uwielbiam jak lakiery mają nazwy, zwłaszcza bardziej odjechane (z polskich Colour Alike), więc staram się nie kupować tych z bezosobowymi numerkami.
12.Czy używasz lakieru nawierzchniowego?Jaki jest Twój ulubiony?
Tak, najczęściej szybko wysuszającego. Wciąż szukam ulubionego.
13.Jakiego koloru lakieru nigdy (lub prawie nigdy) nie nosisz?
Bezbarwnego :D
14.Czy używasz preparatów podkładowych?Jakie sprawdziły się najlepiej?
Używam zawsze, ale wciąż szukam ideału.
15.Ulubione wykończenie lakieru?
Lubię wszystkie wykończenia z wyjątkiem frost/perły. Zależy od nastroju :)
16.Wzorki czy prosty,monochromatyczny manicure?
Nie umiem malować fajnych wzorków i rzadko próbuję, więc zazwyczaj jest bezwzorkowo.
17.Czy lubisz pękające lakiery (kraki ;) )?
Lubię, mam siedem sztuk i planuję zakup brokatowego China Glaze :)
18.Jakie lakiery znajdują się aktualnie na Twojej wishliście?
Na pierwszym miejscu - Lynnderella, piękne brokaty i trudne do zdobycia. Lecą do mnie trzy sztuki i w styczniu zamierzam upolować kolejne cztery. Marzę też o znalezieniu się w sklepie KIKO.
19.Jaki lakier kupiłaś ostatnio?
Wczoraj kupiłam dwie buteleczki Douglas Absolute Nails - Lucia i Elena.
20.Lubisz dostawać lakiery w prezencie czy kupować je sama?
I to, i to oczywiście. Ale przeważnie kupuję sama sobie :)
21.Kiedy zaczęłaś malować paznokcie?
Na studiach, czyli dawno temu :D


To dość długi tag, ale świetny dla każdej lakieroholiczki. Dlatego taguję wszystkie, które mają ochotę odpowiedzieć na lakierowe pytania, a jeszcze tego nie zrobiły!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Golden Rose Paris Magic - 311

Bardzo lubię taki odcień fioletu. Powinnam chyba nazywać go purpurowym, ale w dzieciństwie, gdy czytałam bajki, purpurę wyobrażałam sobie jako rodzaj czerwieni i ciężko mi to wykasować z mózgu. Poza tym chyba rzadko używamy w polskim tego słowa? W angielskim "purple" i "violet" są chyba używane z jednakową częstotliwością. Powiedzcie, czy patrząc na to zdjęcie pomyślałyście - "o, jaki ciekawy purpurowy"?
Korzystając z kolejnych słonecznych chwil sfotografowałam jeden z lakierów kupionych w czasie Dnia Darmowej Dostawy. Dwie warstwy, chociaż z trzema wyglądałby chyba jeszcze lepiej. 11 ml za jedyne 8,90.



sobota, 17 grudnia 2011

Orly - Iron Butterfly

Kolejny lakier Orly, ten pochodzi z roku 2009, z kolekcji Metal Chic. Dwie warstwy, czarna baza ze srebrnym shimmerem, efekt jak widać. To mój jedyny matowy lakier, gdyż wszystkie pozostałe mogę zmatowić za pomocą Essie Matte About You :)



czwartek, 15 grudnia 2011

Orly - Oui

Nie tak dawno temu postanowiłam kupić  przynajmniej po jednym lakierze z każdej  w miarę znanej firmy, żeby zobaczyć czy pasuje mi konsystencja, pędzelek, trwałość i takie tam. Oczywiście jeszcze tego nie zrealizowałam, nie mam jeszcze np. nic z Nubar, Sinful Colors, Ozotic i tak dalej. 
W każdym razie kiedy wybierałam coś z Orly, był maj, zbliżało się lato, miałam ochotę na żółć i kupiłam odcień Lemonade. Miałam go na sobie raz, malowało się nim okropnie, zraziłam się potwornie i dopiero później dowiedziałam się, że żółte pastele tak mają i są właściwie najgorsze pod względem nakładania. Dałam więc lakierom Orly kolejną szansę i absolutnie nie żałuję!
Dziś prezentuję piękność z tegorocznej kolekcji Holiday Soireé. Oui - fiolet napakowany złotymi drobinkami, miłość od pierwszego wejrzenia :) oui, oui, oui! :D
Na zdjęciach trzy warstwy. Dla mnie rewelacyjny.Polecam!





wtorek, 13 grudnia 2011

Virtual - Lilac Wine + trochę osobistych wynurzeń muzycznych :)

Miałam kiedyś fajnego kumpla, z którym świetnie rozmawiało mi się na tematy muzyczne (i nie tylko) i z którym zdarzało mi się chadzać na rozmaite koncerty (ach, to były czasy... już nigdy nie powtórzą się urodziny Pidżamy Porno...)
W każdym razie kiedy ja marudziłam niezmiennie na temat Nicka Cave'a, kumpel nieodmiennie powtarzał nazwisko nieznanego mi kompletnie faceta, przy czym mówił jakie to mam szczęście że przypuszczalnie dane mi będzie jeszcze iść na jakiś koncert mojego muzycznego Boga (czyli Nicka), podczas gdy on już nie ma najmniejszej szansy usłyszeć na żywo swojego Boga czyli owego nieznanego mi faceta. Facet nazywał się Jeff Buckley i kompletnie nic mi to nie mówiło.
Kumpel obiecywał skopiować swoje płyty i mi przynieść, jednocześnie surowo zabraniając słuchać tej muzyki w formacie mp3, ja grzecznie się posłuchałam zakazu i spokojnie czekałam na obiecane płyty, zresztą miałam pełno innej muzyki. I tak minęło wiele miesięcy, możliwe że około dwóch lat :) już nie pamiętam dokładnie. W lutym 2005 dostałam płytę "Grace", wróciłam do domu, usiadłam przy komputerze zamierzając marnować czas w internecie, włożyłam płytę do wieży. I tu po prostu zacytuję fragment mojego dziękczynnego e-maila do kumpla: "Nie wiem co kurwa napisać, czy przeklinać cię że tak długo czekałam na tę płytę czy padać przed tobą na kolana że w ogóle dzięki tobie ją poznałam.Na razie słucham drugi raz Grace i aż mi głupio tak obnażać swoje emocje, ale fuck...jaki ten facet miał głos...jak anioł (...) 
po 10 sekundach muzyki przestałam robić cokolwiek, zaczęłam wyłącznie słuchać...
No i przez jakiś czas nie będę mogła słuchać niczego innego, a jak słucham tego to w ogóle nic nie mogę robić, po prostu leżę sobie i słucham, momentami mam dreszcze i gęsią skórkę i chce mi się
płakać, ale oczy mam suche...płacze moja dusza bo ta muzyka do niej przemawia."
Kumpel stwierdził, że mój opis to kwintesencja Jeffa, ja od tamtego czasu próbowałam zarazić parę znajomych osób tą muzyką ale bez powodzenia. 
A dlaczego o tym piszę na kosmetycznym/głównie lakierowym blogu? Z powodu lakieru Virtual Street Fashion nr 102 - Lilac Wine. Kupowałam go przez internet razem z opisywanymi już Joko. Owszem, nie miałam takiego odcienia fioletu, ale głównym powodem była nazwa, ponieważ jest to tytuł jednego z piękniejszych utworów na tej płycie. Na zdjęciach dwie warstwy lakieru, a na koniec wspomniana piosenka. 






niedziela, 11 grudnia 2011

Korres - Coral Pink + wspomnienie z Grecji

Jak już pisałam tutaj, kupiłam na wrześniowym urlopie dwa lakiery. Dziś pogoda jest dość optymistyczna, na dłuższą chwilę nawet wyszło słońce, mam już 50 obserwatorów (hurra!), czas więc zaprezentować pogodny, wakacyjny kolor. Smęcić będę w następnej notce :)
Odcień Coral Pink kupowałam bez zbytniego entuzjazmu, w aptece lakiery stały tuż przy ladzie, światło było sztuczne i niezbyt jasne - niewiele było widać, poza tym różowy to nie jest mój ulubiony kolor. Szczerze mówiąc pomyślałam, że tę buteleczkę dam mojej mamie. 
Postanowiłam jednak wypróbować kolor na sobie i przepadłam, chcę go zatrzymać :) Nie jest to typowy róż, koralowy według mnie też wygląda inaczej, ale nie umiem opisywać subtelności odcieni, więc niech zostanie przy definicji producenta - koralowy róż. Bardzo błyszczący, trochę żelkowy, cukierkowo słodki. Na zdjęciu trzy warstwy, ale dwie też wyglądają OK. 



Na zakończenie jedno z moich ulubionych zdjęć z ostatniego urlopu, czyli najpiękniejsze miejsce na wyspie Zakynthos - Zatoka Wraka widziana z góry. Prawda, że piękna?


piątek, 9 grudnia 2011

LUSH Honey Trap - balsam do ust

Długo pozostawałam Lushową dziewicą - w ciągu kilku lat byłam kilka razy w Dublinie i oczywiście przechodziłam obok tego pachnącego sklepu, ale nigdy nie weszłam do środka, sama nie wiem dlaczego. 
Nigdy - aż do marca tego roku. Byłam już stałą czytelniczką kosmetycznych blogów, MUSIAŁAM więc kupić jakiś szampon w kostce i zaopatrzona w skromną listę zakupów przekroczyłam po raz pierwszy próg firmowego sklepu na Grafton Street :-)
Oto jeden z moich nabytków - z dość obszernej gamy balsamów do ust wybrałam Honey Trap. 
Malutka zakręcana puszeczka mieści 10 gram produktu, używam go w domu - w terenie wolę sztyfty, są bardziej higieniczne. Składniki opisane na zielono są naturalne, na czarno - syntetyczne. Kosmetyki Lush są robione ręcznie - na każdym jest imię osoby, która go wykonała, podoba mi się ten pomysł, sympatycznie to wygląda :-)




Konsystencja jest zbliżona do masła, trzeba przez moment potrzymać palec w słoiczku, żeby balsam się podtopił i nadawał do nałożenia na usta. Wrzucam zdjęcia na dłoni przed i po rozsmarowaniu.



Widać, że balsam nie nabłyszcza zbytnio - po prostu nadaje taki zdrowy, nawilżony wygląd. Pachnie pięknie miodowo-waniliowo z nutką pomarańczy, chłodzący efekt olejku miętowego jest minimalny. Polecany jest do nawilżania suchych, spierzchniętych ust i spełnia swoje zadanie, z tym że dość szybko "znika" i trzeba ponawiać aplikację. Dwie największe zalety to zapach i wydajność. 
Czy kupię ponownie? Z pewnością nie - na świecie jest tyle kuszących balsamów do ust, że i tak nie uda mi się wypróbować wszystkich :-)

wtorek, 6 grudnia 2011

Sensique 204 - tania ślicznotka

Zazwyczaj w drogerii Natura przystaję na dłużej przy szafach Essence i Catrice - i przeważnie kupuję jakąś flaszeczkę, potem szybko rzucam okiem na Bell, Kobo, Astor, Rimmel, Revlon, Maybelline itd. starając się nie zauważyć nic ładnego - mam już dużą kolekcję i wolę jednak powiększać ją o kolejne China Glaze, OPI i tym podobne cuda. Szafy My Secret i Sensique mijam szybkim krokiem i gdyby nie forum lakierowe, nie kupiłabym tej piękności. 
Mowa o Sensique nr 204 - mieszanka kilku kolorów drobnego brokatu, która ujawnia swoją urodę na innym lakierze. Ja nałożyłam dość grubą warstwę na jedyny czarny lakier, jaki mam - czyli Models Own Black Magic, i zabezpieczyłam topcoatem Poshe.
Aha, butelka jest maleńka - 6 ml i kosztowała jakieś śmieszne pieniądze - nie pamiętam, chyba ok. 4 zł? Jeśli jeszcze jej nie macie - gorąco polecam!




niedziela, 4 grudnia 2011

Everyday Naturals Deep Kissing Buff & Shine - peeling do ust

Lubię przy okazji stosowania maseczek do twarzy potraktować też usta  peelingiem przeznaczonym specjalnie dla nich. Niewiele firm ma je w swojej ofercie, stąd raczej niewielki wybór. Pierwszy, jaki wpadł mi w ręce, to sztyft The Body Shop. Pamiętam, że był zielony, pachniał miętowo, dobrze ścierał (chyba zawierał zmielone drobinki pestek brzoskwini) i jedyną wadą było to, że praktycznie od razu się złamał u nasady. Na stronie firmowej już go nie widzę, więc zapewne został wycofany z oferty. Kolejny był z firmy Benefit, zestaw dwóch tubek pod nazwą Dr Feelgood Lipscription - czyli peeling i balsam do ust. Wiem, że peeling miał w składzie kwasy AHA i chyba dodatkowo jakieś drobinki, wspominam go miło, ale czytałam niedawno że został wycofany i na stronie producenta go nie ma, więc musi to być prawda. Wniosek stąd płynie taki, że jeśli podoba wam się peeling do ust z jakiejś firmy, ale szkoda wam kasy, lepiej jednak go kupić, bo chwilkę później może być to już niewykonalne. Pamiętam, że lata temu śliniłam się do zestawu Chanel - to był chyba gommage w zestawie z gumeczką do ścierania plus balsam nawilżający, ale kosztował jakieś kosmiczne pieniądze i nie skusiłam się. Dziś, gdy wiem, że peelingi do ust wystarczają na długie miesiące stosowania i mogłabym kupić Chanel, założę się że już nie istnieje. 
Ale czas na bohatera dzisiejszej notki - mój aktualny ścieraczek z firmy Everyday Minerals - jak widać, ich produkty pielęgnacyjne noszą nazwę Everyday Naturals.
Widok z góry, z dołu i od środka :)




Słoiczek był opakowany w uroczy tkaninowy woreczek (który gdzieś schowałam i nie wiem gdzie teraz jest), do którego była dołączona karteczka z opisem produktu. Zapewne ją wyrzuciłam od razu, skład podaję zatem ze strony polskiego sklepu:


Skład:cukier, olej z nasion słonecznika*, wosk z Euphorbia Cerifera (Candelilla), masło Shea*, olej z nasion jojoby*, masło Murumuru, kakaowiec właściwy, olejek ze skórki pomarańczowej, witamina E. * oznacza składniki organiczne



Po roztarciu wygląda jak poniżej - kryształki cukru się stopniowo rozpuszczają, ale trwa to parę minut, więc efekt ścierający jest. Masła i olejki nawilżają i natłuszczają, po umyciu usta są więc wygładzone i natłuszczone, ale oczywiście warto nałożyć jakiś balsam. 


Zapach bardzo jadalny i kuszący, słodko-pomarańczowy. Na szczęście umiem się powstrzymać przed oblizywaniem ust w czasie peelingowania, ale specjalnie dziś przetestowałam smak i muszę wam powiedzieć, że jest przepyszny, czuć po prostu cukier i skórkę pomarańczową. 
Kosmetyki Everyday Naturals są wegańskie i nietestowane na zwierzętach. Peeling robi to, co do niego należy, pięknie pachnie i smakuje, jest niesamowicie wydajny i będę go miała zapewne jeszcze przez długie miesiące. Wad więc nie widzę, może poza jedną - trzeba go kupić przez internet. Aktualna cena - 22,90 + przesyłka. 
A kiedy już się skończy - przypuszczalnie kupię jego braciszka, czyli Citrus & Vanilla Sitting In A Tree K.I.S.S.I.N.G. Bardzo podoba mi się nazwa, mam więc nadzieję, że do tego czasu go nie zdążą wycofać!

czwartek, 1 grudnia 2011

Listopadowe zużycia/zakupy

Lubię czytać tego typu posty na innych blogach, postanowiłam więc dokumentować co miesiąc własne dokonania :-)
Ma mnie to zmotywować do:
- systematycznego zużywania końcówek kosmetyków - a ciężko mi się do tego zmusić, jak już mam nowe, nieznane i kuszące produkty
- bardziej rozsądnego kupowania - będę się starać robić mniej "zapasów", ale czasem nie sposób się oprzeć, zresztą same wiecie :-)
W tym miesiącu zaczynam, więc część zakupowa będzie trochę "oszukana" - nie ma tu rzeczy kupionych przez internet w październiku, a dostarczonych w listopadzie - zresztą może to i lepiej, bo były to chyba wyłącznie lakiery do paznokci. Kosmetyki kupione np. wczoraj w czasie zgubnego Dnia Darmowej Dostawy umieszczę w zakupach grudniowych.
Czas na moje zużycia:


- Eris Pharmaceris D żel micelarny do demakijażu - dostałam na szkoleniu. Robi to co trzeba, czyli zmywa makijaż z twarzy, do oczu używałam płynów. Nie odpowiada mi forma żelu, więc z pewnością go nie kupię, zresztą znalazłam już swój ideał czyli
- Bioderma Sensibio H20 płyn micelarny - kupiony w dwupaku 2x250 ml. Czytałam wiele peanów na jego cześć, ale długo pozostawałam wierna mojemu schematowi demakijażu, czyli mleczko do twarzy + płyn do oczu, zazwyczaj dwufazowy. Sensibio jest uniwersalne, delikatne i bardzo dobrze usuwa makijaż, a nie wierzyłam że poradzi sobie z tuszem! Jest to pierwsza z moich licznych przyszłych butelek, chyba już nie chce mi się próbować innych kosmetyków
- Sesderma Mandelac krem nawilżający - 5% kwasu migdałowego, czyli początek mojej kwasowej przygody rozpoczętej w czerwcu. Przed nim zużyłam krem Bandi AHA+PHA, teraz jestem na Triacnealu :-)
- Iwostin Sensitia maseczka nawilżająco-odżywcza - jedna z moich ulubionych maseczek, nakładam ją też pod oczy. Chętnie do niej wracam, ostatnio w promocji dodawano do niej wodę termalną, więc zrobiłam mały zapas :-)
- Avene maseczka kojąco-nawilżająca - moja niegdyś ukochana, dziś najczęściej wybieram tańszy a podobny w działaniu Iwostin
- Clarins krem odmładzający do rąk - skusiłam się na niego w Douglasie, bardzo fajny, o lekkiej i łatwo wchłaniającej się formule, ma też zapobiegać przebarwieniom, i uwielbiam jego zapach. Zazwyczaj wybieram jednak tańsze kosmetyki do dłoni
- Original Source żel pod prysznic Mint & Tea Tree - lubię te żele i miałam już większość zapachów, zazwyczaj kupuję w czasie promocji w Rossmannie
- Lush Happy Hippy żel do mycia włosów i ciała - część moich pierwszych Lushowych zakupów - piękny zapach grejpfruta
- Fenjal Vitality ujędrniający balsam do ciała - ładny zapach, konsystencja mleczka - więc łatwo wchłanialna, ale mało wydajna
- Fructis Ekspresowa Odżywka Nutri-Odbudowa - zawsze muszę mieć jakąś odżywkę do włosów bez spłukiwania, ta była dość przyjemna, ułatwiała rozczesywanie, ale jest tyle innych produktów że zapewne do niej nie wrócę, lubię zmieniać kosmetyki

Teraz część wzbudzająca lekkie wyrzuty sumienia, czyli zakupy.


- Excipial maść z olejkiem migdałowym - polecono mi ten produkt na zimę do twarzy, na razie nie było potrzeby stosowania, ale podobno idzie silne ochłodzenie. Obawiam się, że będzie za tłusty, ale w razie czego zużyję do dłoni. Ceny w polskich aptekach internetowych wahają się od 16 do 45 zł - niestety w tych tańszych aptekach maść była niedostępna, zatem bardziej wnikliwe internetowe poszukiwania doprowadziły mnie do czeskiej apteki docsimon - strona jest tłumaczona na polski w translatorze, więc opisy kosmetyków są naprawdę urocze, polecam! a Excipial kupiłam za 19 zł
- Kiss My Face dwupak sztyftów do ust - sztyfty zużywam nałogowo i muszę mieć zawsze w torebce, zrobiłam więc mały zapas, ale nie mogłam się im oprzeć, poza tym mają naturalny skład
- L'Occitane balsam do ust Pustynna Róża - kiedy wpadłam do sklepu w Galerii Mokotów z egzemplarzem Zwierciadła uprawniającym do 20% rabatu, musiałam coś sobie kupić :-)
- Carmex sztyft do ust - kolejny zapas z działu "usta", nie oparłam się promocji w Rossmannie


Od dawna marzyłam o przetestowaniu zapachów Avignon i Zagorsk, w końcu zamówiłam pakiet próbek w perfumerii lulua - minimum zamówieniowe to pięć próbek po 6 zł każda, ja zamówiłam sześć sztuk i dostałam siódmą gratis - przesyłka była błyskawiczna i chyba na tym nie poprzestanę, uwielbiam zmieniać zapachy


- Fitoval szampon przeciwdziałający wypadaniu włosów - również z docsimon, wypadają mi włosy i bezustannie poszukuję nowych kosmetyków oczekując cudu
- Farmona Tutti Frutti masło do ciała karmel & cynamon - promocja w Rossmannie, a ja lubię zarówno balsamy praktycznie bezzapachowe jak i intensywnie pachnące
- Bioderma Atoderm krem do suchej skóry - lubię balsamy apteczne, więc gdy zobaczyłam w docsimon dwie sztuki w cenie jednej, nie mogłam się powstrzymać
- Chilly Intima żel do higieny intymnej - pamiętam go sprzed lat i wciąż miło wspominam, myślałam że jest w ogóle wycofany więc ucieszyłam się napotkawszy go na stronie docsimon - są trzy wersje, to jest Fresh Formula z mentolem - opakowanie jest inne niż kiedyś, więc mogli zmienić też skład, mam nadzieję że się nie rozczaruję, bo jak widzicie zamierzam go używać długo


- Essence Vampire's Love Eyeshadow Palette - opisywana tutaj
- Tangle Teezer czyli magiczna szczotka do włosów - po dziesiątkach pozytywnych recenzji musiałam kupić własną w zabójczym kolorze Purple Glitter


- L'Oreal Elnett lakier do włosów - mój pierwszy lakier :-) nawet nie wiem, czy go będę używać, ale postaram się, bo mam sporo krótkich włosków które idiotycznie sterczą z czubka głowy, może on choć trochę je ujarzmi. Dostałam w prezencie w salonie fryzjerskim
- L'Occitane krem do rąk z masłem shea Kwiat Kakaowca - również prezent, w Zwierciadle był kupon upoważniający do odbioru jednej z trzech wersji zapachowych

Na zakończenie mój szał lakierowy.


- szał przy okazji zakupu bluzki na asos - Models Own Candy's Pink, Jade-anna, Hot Salmon, Purple Ash, Barry M Block Orange
- SpaRitual Multi-Tasker Base & Topcoat In One i lakier Hot Blooded - namówiła mnie na zakup kosmetyczka i przepłaciłam u niej tyle, że nie mogę przeboleć - powinnam była sprawdzić ceny w internecie :) ale z bazy jestem zadowolona (jeszcze nie testowałam jej jako topcoatu), a lakier jest piękny
- Bella Oggi nr 17 i nr 73 - efekt wizyty w Superpharmie
- Color Club Foiled - zestaw upolowany w TK Maxx


- efekt polowania na essencowe wampiry, czyli Gold Old BuffyThe Dawn Is Broken, Into The Dark, Hunt Me If You Can
- efekt konieczności dokupienia czegoś na docsimon, bo brakowało mi trochę do bezpłatnej przesyłki: odżywka z wapniem, regenerator i utwardzacz - zdjęcia na stronie apteki są pomieszane, a że każdy kosztował tylko 7,90 to wzięłam wszystkie
- szał w Rossmannie - Wibo So Matte 04 i 05, pękacze Wibo Crocodile Skin Sugar Sweet i Be Sexy Tonight, opisane tutaj oraz Wibo Lovely Colormania nr 339 - chciałam biały lakier do kropek, ale nie trafiłam, ten jest raczej frostowo-perłowy
Ufff, koniec. Kolejny dobry powód do mniejszej ilości zakupów - mniej czasu poświęconego na opisywanie!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Essence - The Dawn Is Broken

Moja kolejna zdobycz z limitki Vampire's Love. Dwie warstwy, przyjemna aplikacja, podoba mi się, zwłaszcza że ostatnio wzięło mnie na szarości. Skojarzenia kolorystyczne podobne jak u wizażanek - czyli beton, cement, kamienie, płyty chodnikowe :-) Nazwa pochodzi od książki/filmu "Breaking Dawn" i każda fanka sagi Zmierzch to potwierdzi, ja będąc zagorzałą wielbicielką serialu "Buffy the Vampire Slayer" wciąż pamiętam postać o imieniu Dawn, która była bardzo wkurzająca :-)



sobota, 26 listopada 2011

Tag - Subiektywny Ranking Przystojniaków :-)

Zasady: napisz kto cię otagował; wymień dziesięciu mężczyzn, których uważasz za najbardziej atrakcyjnych i krótko uzasadnij wybór; otaguj dziesięć osób i zawiadom je.
Otagowała mnie Sia z Sia's Obsessions, której serdecznie dziękuję! Sporządzanie mojej top dziesiątki poszło dość szybko, chociaż w trakcie nastąpiło parę zmian personalnych. Postanowiłam też umieścić na niej tylko osoby żyjące. Bez trudu mogłabym wymienić kolejnych kilkunastu facetów z branży muzycznej/filmowej, do których mam słabość, ale postanowiłam trzymać się zasad.
Do zabawy namawiam dziewczyny prowadzące blogi:
Moody Ginger's Stuff
Whale's Nails!
Po godzinach...
Peek A Polish
Pani Skeffington
Nie tylko kosmetycznie
Laindise
Katie's stuff...
Happy Nails
Bubble bath...

OK, oto moja lista!

10. Jonny Greenwood


Gitarzysta Radiohead. Oczywiście najważniejsza jest muzyka i głos Thoma Yorke, ale oglądając video do "Creep" zawsze rozpływałam się nad urodą Jonny'ego :-)

9. Peter Murphy


Wokalista Bauhaus. Te oczy! Ale oczywiście przede wszystkim ten głos! Dziękuję losowi, że znalazłam się parę lat temu na berlińskim koncercie.

8. Neil Gaiman


Za wyobraźnię i talent pisarski, szczególnie za "Neverwhere" (Nigdziebądź). Mam nadzieję, że dożyję do czasu, gdy zostanie napisana kontynuacja tej powieści, zapowiadana od lat.

7. Luke Wilson


Spodobał mi się w "Genialnym klanie" z tą całą depresyjną otoczką, ale w innych filmach też lubię na niego popatrzeć.

6. Hugh Grant


Za Cztery wesela i pogrzeb, Notting Hill, Był sobie chłopiec, za brytyjski akcent i brytyjski humor, za uroczy uśmiech i dołeczki w policzkach, jakie mu się robią przy uśmiechu :-) A zwłaszcza za rolę drania w obu częściach Bridget Jones!

5. Viggo Mortensen


Właściwie to Aragorn wywoływał we mnie przyśpieszone bicie serca, ale Viggo imponuje mi swoją multimedialnością - poza aktorstwem zajmuje się fotografią, poezją i malarstwem. Podziwiam!

4. Johnny Depp


Tu nie będę oryginalna. Johnny'ego trudno nie wielbić.

3. Brad Pitt


Podobnie jak w przypadku Johnny'ego Deppa, za większość filmów, talent i urodę :-) Czytałam gdzieś, że po pięćdziesiątych urodzinach planuje zakończenie kariery aktorskiej, czyli za dwa lata. Mam nadzieję, że jeszcze się rozmyśli...

2. Josh Holloway


Sawyer z Lost. Nie umiem o nim napisać nic sensownego, przypuszczalnie niezdrowe pożądanie zaburza moje procesy myślowe ;-)

1. Mój absolutny numer jeden - Nick Cave


Za całokształt, ale oczywiście głównie za muzykę i głos. Cieszę się, że byłam na trzech koncertach The Bad Seeds.