Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

środa, 12 lutego 2014

Styczniowe zużycia/zakupy

Nie jestem pewna, czy już ómieram mojego bloga czy jednak jeszcze nie... sama nie wiem. Mało tu ostatnio się dzieje. Paznokcie maluję albo około pierwszej w nocy, albo tuż przed wyjściem do pracy, albo niestety wcale - więc ostatnią rzeczą, o jakiej myślę, jest ich fotografowanie; szybko nakładam Seche Vite i po sprawie. Poza tym zima  z roku na rok działa na skórę moich dłoni coraz gorzej - przez ostatnie tygodnie wyglądało to tak, jakbym moczyła ręce codziennie przez parę godzin we wrzątku, potem robiła ręczną przepierkę w Gangesie (lub jakiejś innej zanieczyszczonej rzece), a na koniec jeszcze tu i ówdzie porobiła rytualne nacięcia nożem :-(. Żadne specyfiki nie pomagały, a na pytania "co Ci się stało w ręce" udzielałam jedynej słusznej odpowiedzi "zima się stała". Kilka cieplejszych dni i skóra się zregenerowała - mam nadzieję, że to koniec męki w tym sezonie. 
Tyle tytułem wstępu, czas na konkrety - jak dotąd całkiem nieźle trzymam się postanowień odwyku. Tzn. kupuję tylko potrzebne rzeczy (i lakiery :-D), i wytrwale denkuję liczne resztki kosmetyków. 
Zużyłam sporo:


- litr bezacetonowego zmywacza Elegance o zapachu migdałowym - mogę polecić. Bardzo dobrze zmywa i mało wysusza. No i całkiem nieźle pachnie.
- Facelle płyn do mycia wersja Sensitive - głównie jako szampon częstego użytku. Lubię, ale trochę mi się znudził - teraz używam szamponu Babydream, potem planuję Alterrę. Ale i do Facelle pewnie wrócę...
- Facelle pianka - jedno opakowanie dla przetestowania, więcej nie będzie. Generalnie mam jakiś wstręt do pianek (chyba od czasu, gdy mój niegdyś ukochany żel do mycia twarzy Vichy zastąpiła pianka, która zmywała się zupełnie inaczej, w taki tępy sposób... nie wiem, jak to wyjaśnić). Wypróbowałam do mycia twarzy - ta nie zmywała się "tępo", ale za to miałam odczucie nieumytej, wręcz natłuszczonej skóry. Jako szampon - też nie zachwyciła, dodatkowo potrzebowałam dość dużej ilości. Do higieny intymnej - w sumie OK, ale ogólnie odradzam. Na szczęście jest na tyle tania, że można zaryzykować i wyrobić sobie własną opinię.
- Balea żel pod prysznic Limette & Aloe Vera - no fajny, fajny. Ale większą miętę czuję do marki Alverde.
- Elancyl tonizujący żel pod prysznic - też OK. Mogę się jedynie przyczepić do zapachu - dla mnie męczący i mdlący. Ale wiem, że ma swoje wielbicielki - osobiście znam dwie, z czego wnioskuję, że jest dość popularny. Ja nie kupię, strasznie długo go męczyłam.
- Bielenda masło do ciała Awokado - dobrze natłuszczające, porządne masło w niskiej cenie. Zapach trochę specyficzny, nie każdemu może pasować.
To nie koniec zużyć - jeszcze sporo z kategorii włosowej:


- Barwa szampon żurawinowy - do mocniejszego oczyszczania (przeważnie raz na tydzień). Tani, skuteczny, warto spróbować. Jakbym się miała przyczepić, to do tego, że jest dość rzadki i przez to mało wydajny (ja wtedy wylewam więcej produktu). No i etykieta szybko odłazi pod prysznicem.
- Seboradin maska przeciw wypadaniu włosów - też mogę polecić. Stosowałam niesystematycznie, więc nie mogę ocenić dokładnie jej działania - włosy ostatnio mniej mi wypadają, ale walczę o to na wiele sposobów. Podoba mi się, że można ją nałożyć na skórę głowy (niby każdą maskę/odżywkę można, ale lubię, jak jest to napisane). Włosy po niej są przyjemne w dotyku. Ładnie pachnie.
- słynna wcierka Farmony Jantar - wydaje mi się, że to głównie ona odpowiada za zahamowanie wypadania moich włosów. W końcu zaczęłam stosować ją codziennie (no, prawie) i nareszcie zaczęła działać - niestety nie rosną nowe włoski, więc po tym, jak skończę kolejną butelkę, poeksperymentuję z kozieradką.
- Anida krem do rąk i paznokci z woskiem pszczelim i olejem makadamia, olejek Dabur Amla i olejek Alterra granat i awokado - specyfiki do kremowania/olejowania włosów. Olejować planuję nadal, ale innymi produktami. Anidy nie kupię z powodu wosku pszczelego w składzie, Amla miała zapach do wytrzymania, ale jednak dość szaletowy, Alterra z kolei pachniała jak skwaśniałe landrynki (z tej marki rządzi pomarańcza/brzoza i tę polecam).

No i teraz zakupy:


- płyn micelarny Bioderma Sensibio - kupiony tuż przed ogłoszeniem odwyku i zakazu kupowania na zapas. Chociaż muszę go już otworzyć do demakijażu oczu, więc właściwie wylatuje właśnie z kategorii zapasu. Skusiła mnie cena - 60 PLN za litr, deal roku! Trochę musiałam się powstrzymywać, by kupić tylko 1 op. :-)
- puder sypki Logona 01 jasny beż - już w użyciu, zadowala mnie. Chociaż jak znam siebie, potem kupię coś innego.


- i lakierowy świetny deal, czyli efekt wigilijnej promocji -40% na colorowo.pl. Wszystkie lakiery Colour Alike  z kolekcji PZN z wyjątkiem Pyrki, bo już ją mam dzięki uprzejmości Pani Skeffington - która chyba ómarła swojego bloga :-( oraz cała kolekcja Hola Hola. To najlepsze polskie lakiery i szkoda mi, że tak mało osób je zna... czasem mam ochotę założyć wyspę w centrum handlowym i osobiście tam je zachwalać :-)