Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

środa, 31 października 2012

Październikowe zużycia/zakupy

Dziś kurier dostarczył żarówkę imitującą światło dzienne i musiałam od razu ją przetestować - z tego, co widzę, moje zdjęcia nadal będą pozostawiały b. wiele do życzenia, ale przynajmniej będę je mogła robić niezależnie od pory dnia i pogody :D
Koniec miesiąca, czas na raport zużyć. Lubię tego typu posty u innych blogerek (zakupowe również) i cieszę się, że też je publikuję - zawsze mogę do nich zajrzeć, żeby przypomnieć sobie np. kiedy coś kupiłam, albo czy byłam zadowolona itp. (pamięć już nie ta co kiedyś :)).


- Bioderma Sensibio H20 płyn micelarny - uwielbiam! Otworzyłam już ostatnią butelkę - teraz będę mniej zużywać, bo tylko do demakijażu oczu (do twarzy mam Sebium), ale jak trafię na superpromocję, zrobię kolejny zapas.
- Bioderma Photoderm Max Fluide SPF 50+ - prawie idealny filtr, kupiłam już kolejną tubkę na przyszły rok.
- Sensique bezacetonowy zmywacz do paznokci o zapachu truskawki - buteleczka 150 ml kupiona na urlop; b. fajny, ale odkąd kupuję/zużywam zmywacze na litry, ten kosztowałby mnie zbyt dużo.
- Vichy tzw. "zielona kulka", czyli antyperspirant w kulce. Zużyłam kilka sztuk z rzędu i niestety ostatnio nie działał tak doskonale jak na początku (możliwe przyczyny: przyzwyczajenie skóry, pogorszenie jakości, nasilenie mojej skłonności do pocenia...nie wiem. Wiem, że nie tylko ja narzekam ostatnio na słabsze działanie. Mam jeszcze jeden w zapasie, więc po paru miesiącach odstawienia ponownie go sprawdzę.)
- Derma E krem na dzień z kwasem hialuronowym - dobry, ale maniakalnie zmieniam kremy nawilżające, więc powrotu nie planuję :)
- Ziaja krem oliwkowy + UV do cery suchej i normalnej - gratis do zakupów w aptece; używałam do dłoni, które całkiem przyjemnie natłuszczał.


- Babydream Kopf-bis-Fuß żel do mycia ciała - kocham! kupuję zawsze w promocji i jak dotąd używam tylko do mycia rąk. Muszę w końcu przetestować jako żel pod prysznic i szampon.
- Bioderma Atoderm krem do suchej skóry - balsam do ciała o neutralnym zapachu. Dobry, ale łącznie miałam go kilogram, a lubię zmieniać kosmetyki.
- Korres szampon z proteinami ryżu i oligoelementami i Fitoval szampon przeciw wypadaniu włosów - w końcu zużyłam zapas szamponów, teraz przestawiam się na delikatniejsze składy, a SLES - tylko raz w tygodniu.
- L'Oreal Liss Ultime odżywka wygładzająca do włosów niezdyscyplinowanych (bez spłukiwania) - dostałam kiedyś od fryzjerki i b. lubiłam, włosy się po niej b. dobrze rozczesywały.
- Fruit 4 Hair maseczka morelowa do każdego typu włosów (do spłukiwania) - j.w. od fryzjerki; tę lubiłam średnio, zapach był sztuczny.

Teraz część druga - zakupowa:


Azjatycko:
- Missha Mask Sheet Green Tea (nawilżająco-rozjaśniająca) - gdybym dziś strzeliła sobie w niej fotkę, byłoby bardziej Halloweenowo :)
- Are You Me Essence Mask Sheet Pack - gratis od sprzedawcy z eBaya, który najwyraźniej uznał, że jestem fanką zielonej herbaty - trochę szkoda, że nie dał różnych rodzajów...
- Missha Perfect Cover B.B. Cream nr 21 - pierwsza tubka niestety zaginęła w drodze, zamówiłam drugą.


iHerbowo:
- NutriBiotic hipoalergiczny żel do mycia twarzy
- Mad Hippie przeciwzmarszczkowy krem do twarzy - właściwie szukałam zwykłego nawilżacza, ale skusiła mnie nazwa i te urocze kwiatuszki :)
- Nature's Gate miętowa pasta do zębów - na fali zainteresowania kosmetykami naturalnymi postanowiłam przetestować i pasty :)


Aptecznie i nie-do-końca-kosmetycznie:
- Bioderma Photoderm Max Fluide SPF 50+ - zapas na przyszły rok, kupiony na "wyprzedaży" za 31, 50 PLN.
- Ovega-3 czyli wegetariańskie kapsułki z kwasami omega-3; dwa opakowania z iHerb i będą kolejne - w Polsce ciężko o zamiennik.
Synchroline Synchrovit C skoncentrowane serum liposomowe przeciw oznakom starzenia i zmarszczkom - to już trzecia gratisowa fiolka, czas w końcu zacząć kurację :D
- Laboratoria Natury sok z aloesu - do zwilżania włosów przed nakładaniem odżywki; teraz do szczęścia brakuje mi butelki z rozpylaczem :)


I kierunek indie, czyli moje nowe ślicznotki: Candy Lacquer do kupienia/upolowania tutaj i Smitten Polish dostępne/lub nie o tu.

Kupiłam też kolejne kolczyki, ale to już inna historia :)

wtorek, 30 października 2012

Derma E - Hyaluronic Acid Day Creme


Wyskrobałam parę dni temu resztki kremu nawilżającego firmy Derma E i przerzuciłam się na nieco treściwszą Apivitę, mogę więc napisać parę słów o tym pierwszym.
Kupiony oczywiście w sklepie iHerb, który wciąż mnie fascynuje i planuję kolejne zamówienia :). Szukałam możliwie prostego nawilżacza do stosowania na dzień (pomiędzy serum a filtrem). Kosztował ok. 74 PLN.


Powyżej parę słów ogólnie na temat kosmetyków Derma E. Producent zapewnia, że nie zawierają one parabenów, ftalanów, SLS, wazeliny, olejów mineralnych, sztucznych barwników. Nie są testowane na zwierzętach. Jak wyszukacie firmę na stronie iHerb, znajdziecie bogatą gamę kremów do twarzy (nawet przeciw swędzeniu skóry, ciekawe), poza tym toniki, żele do mycia twarzy, maseczki, sera (jak jak nie lubię liczby mnogiej od serum...) i tym podobne.


Krem ma pojemność 56 g i znajduje się w szklanym słoiczku, szczęśliwie nigdy go nie upuściłam. Według opisu na opakowaniu ma nawilżać skórę na długo; kwas hialuronowy przywraca nawodnienie; pochodna wit. C, zielona herbata, wit. E i aloes chronią przed wolnymi rodnikami i szkodliwym działaniem środowiska; krem zmniejsza widoczność zmarszczek.

Skład:
Water (aqua), organic Aloe Barbadensis leaf extract*, organic Camellia Sinensis (green tea) leaf extract*, glycerin, Hamamelis Virginiana (witch hazel) extract, caprylic/capric triglyceride, stearic acid, cetyl alcohol, glyceryl stearate, ceteareth 20, organic Simmondsia Chinensis (jojoba) seed oil*, sodium hyaluronate (hyaluronic acid; Actimoist Bio-2), calcium ascorbate (ester-c), tocopheryl acetate (vitamin E), retinyl palmitate (vitamin A), polysorbate, dimethicone, phenoxyethanol, ethylhexylglycerin, Plumeria blossom fragrance.
*Certified organic by Quality Assurance International, USDA or Guaranteed Organic Certification Agency.


Według mnie to całkiem przyzwoity krem nawilżający, nie cudotwórca ale i nie bubel. Przed nim miałam Rehydrin Iwostinu i był on dla mnie stanowczo za słaby - mam cerę bardzo odwodnioną i przesuszoną od stosowania kwasów. Przez parę pierwszych dni smarowania się kremem Derma E odczuwałam znaczne polepszenie nawilżenia - skóra była przyjemna w dotyku i przez to nie mogłam się powstrzymać od dotykania twarzy; potem już nie było tego efektu "wow". Krem wchłaniał się b. szybko, czasem trzeba było tu i ówdzie staranniej rozsmarować, ale w paręnaście sekund było po wszystkim. Z tym "wypychaniem" drobnych linii i zmarszczek to oczywiście przesada - może jak są b. drobniutkie i spowodowane wyłącznie odwodnieniem... Za wadę mogę uznać zapach - ciężko mi go określić, ale dość nieprzyjemny - nie wyczuwam wcale woni roślin wymienionych w składzie. Nie przeszkadzał mi, ale i nie był szczególnie porywający.
Mogę go polecić do każdego typu odwodnionej cery i odradzić zwolenniczkom pięknie pachnących kremów. Cel "nawilżenie" spełniony na mocną czwórkę (w skali sześciostopniowej :)). 

P.S. Jutro będę miała żarówkę imitującą światło dzienne, nie mogę się doczekać :)


sobota, 27 października 2012

Winter is coming.

Taaaaa, znałam wcześniej prognozę pogody na sobotę i wiedziałam, że zapowiadają śnieg, ale szczerze mówiąc, to myślałam, że będzie to raczej delikatny pokaz możliwości przyrody - że przez chwilkę zawirują białe płatki i znikną, jak na październik przystało. A nie, że śnieg zacznie padać ok. 8 rano i że będzie tak padał godzinami, dzień cały, a powrót do domu w jesiennej kurtce i jesiennych butach stanie się mało przyjemnym spacerem. Zupełnie się nie spodziewałam wychodząc do pracy, że po powrocie okolice mego miejsca zamieszkania mogą wyglądać tak:


Moje dłonie zaczęły sezon zimowy już parę dni temu i przejawia się to niestety pękaniem skóry aż do krwi. Powiadają, że robi się tak od przebytego kiedyś odmrożenia - moja mama stanowczo się wypiera, jakoby odmroziła mi dłonie w dzieciństwie, więc sama nie wiem, skąd to mam, natomiast chętnie posłucham porad, czym to załagodzić - poza oczywistym nadejściem wiosny, kiedy to problem samoczynnie ustępuje.


W dzieciństwie zima była jakoś bardziej atrakcyjna...w taką pogodę jak dziś otwiera się w moim mózgu szufladka wspomnień i wyskakuje z niej mruczanka Kubusia Puchatka:

Im bardziej pada śnieg,
      Bim – bom
Im bardziej prószy śnieg,
      Bim – bom
Tym bardziej sypie śnieg
      Bim – bom
Jak biały puch z poduszki.

I nie wie zwierz ni człek,
      Bim – bom
Choć żyłby cały wiek,
      Bim – bom
kiedy tak pada śnieg,
      Bim – bom
Jak marzną mi paluszki.





Nie sądzę, żebym pokazała jakikolwiek lakier, dopóki nie kupię żarówki imitującej dzienne światło - ostatecznie przekonała mnie do tego swoimi zdjęciami Paramore. Mam nadzieję, że będę równie zadowolona!
Tymczasem w ciepłym zaciszu mieszkanka udaję się po drugą miseczkę zupy z soczewicą i pęczakiem (jest genialna! to moja popisowa zupa, smakowała wszystkim, którzy ją jedli; muszę kiedyś podać przepis :)), a potem wracam do czytania "Gry o tron". Trzymajcie się ciepło!

środa, 24 października 2012

Moje nowe uzależnienie - kolczyki cz. 1

Znienacka wpadłam w manię kupowania kolczyków - przez parę lat uparcie nosiłam proste małe kółeczka, w których mogłam spać i w ogóle ich nie zdejmować. Teraz nastała faza odwrotna - co wieczór muszę (i chcę) kolczyki zdjąć, żeby kolejnego dnia z przyjemnością założyć inny model :). Odkryłam parę niezwykle interesujących internetowych sklepów i zamawiam, zamawiam... To cudeńka, które przyszły do mnie w ciągu  kilkunastu dni:


Mam trzy dziurki w lewym i dwie w prawym płatku ucha, te małe srebrne kuleczki robią za tło do pary głównej.


Lubię nietoperze :)


Różyczki.


Kolczyki z tytanu, te mniejsze to nieoczekiwany gratis za opóźnioną wysyłkę - a czekałam raptem 10 dni, nie upominałam się ani nic - lubię niespodzianki :)


Kolejne wkrętki...


...i księżyce od tej samej projektantki co powyższe.


Idzie zima!


Śliczne biedronki.


Na szczycie wieży...


Nawiązanie do przygód Alicji w krainie czarów.

Czekam na siedem kolejnych par...

wtorek, 23 października 2012

Przychodzi Mad do dermatologa...

...a dermatologa nie ma :D

Serio, serio!

źródło: komiksomania.pl

Słowem wstępu:
Nie lubię chodzić do lekarzy, robię to rzadko i zazwyczaj dopiero w razie ekstremalnej konieczności. Wiem, że to źle. I że powinno się systematycznie robić liczne badania kontrolne. Teorię znam, w praktyce ją lekceważę i czasem wybranie się do lekarza zajmuje mi całe lata. Czasem mam zrywy i załatwiam hurtem kilka wizyt/badań, żeby później znów miesiącami unikać lekarzy.
Koleżanka opowiadała mi o pewnej pani dermatolog w samych superlatywach, z opowieści wynikało, że entuzjastycznie bada ona znamiona i inne wynaturzenia skóry, obeznana jest też w temacie problemów "twarzowych", no, co tu dużo pisać - postanowiłam też do niej iść. Zwłaszcza jak przypadkiem odkryłam, że nie muszę na wizytę jechać do innej dzielnicy - raz w tygodniu p. doktor przyjmuje na Ursynowie. We wtorki wieczorem. Prawie zawsze pracuję we wtorki na drugą zmianę i niezbyt mogę się zamieniać, ale wyjątkowo dziś zostałam wpisana na poranną zmianę. Dlatego tydzień temu zapisałam się na wizytę na godz. 18. Chciałam kontrolnie pokazać swoje pieprzyki, paznokcie i przebarwienia.

Dochodzę do sedna:
Żeby iść na wizytę, musiałam się oczywiście przygotować:
- w miarę szybko wyjść z pracy i pójść prosto do domu
- zjeść szybki obiad
- zmyć lakier z paznokci
- wziąć prysznic i przebrać się w czyste ciuchy
- zmyć makijaż i nałożyć krem
- wyjść z domu bez grama makijażu! (nie lubię)
- wyjść z domu z niepomalowanymi paznokciami!( lakieroholiczki rozumieją...)

 żeby po wejściu do przychodni usłyszeć: "pani doktor dzisiaj nie ma, nie mieliśmy pani numeru telefonu, żeby powiadomić" (szczególik, że nikt nie prosił mnie o podanie numeru, gdy się zapisywałam).

Koniec moich gorzkich żali, ciśnienie już mi opadło, chociaż nie wykluczam, że za chwilę w ramach pocieszenia zamówię kolejną parę kolczyków (moje nowe uzależnienie :))
Ponieważ w każdym zdarzeniu trzeba szukać pozytywów, znalazłam dwa:
- ok. 40-minutowy spacer z pewnością był dla mnie dobry
- zaoszczędziłam kasę - bo do tej placówki już nie wrócę; mam w pracy ubezpieczenie medyczne, więc kiedy znów się zmobilizuję do umówienia na wizytę, poszukam wśród lekarzy, do których mogę iść za free...





niedziela, 21 października 2012

Mad w kuchni odc. 3 - zapiekane cukinie

Do zrobienia tego dania natchnął mnie blog Dziewczyny z kotem, później przeszukałam internet i zrobiłam własną wersję łącząc parę przepisów - bazując częściowo na świeżo kupionych cukiniach i pieczarkach, a częściowo na tym, co czekało w kuchni na wykorzystanie.


Składniki:
- dwie niezbyt duże cukinie
- pieczarki
- czosnek
- pomidory
- ser feta
- oliwa, bułka tarta
- przyprawy: sól, pieprz, papryka, chili itp., co kto lubi

Sposób wykonania:
Cukinie wydrążyłam (czym to się robi? Nożem się bałam, użyłam łyżeczki do wykrawania melona), wnętrze lekko posoliłam i skropiłam oliwą. Oddzielnie usmażyłam pieczarki, dodałam sól i pieprz, zjadłam prawie połowę :D (uwielbiam smażone pieczarki). Na drugiej patelni podsmażyłam parę ząbków czosnku posiekanych na plasterki, dorzuciłam pomidorki koktajlowe pokrojone na ćwiartki, poddusiłam, dorzuciłam wydrążone szczątki cukinii i dusiłam do miękkości. Planowałam dodać trochę koncentratu pomidorowego, ale zapomniałam :). Posypałam tartą bułką i jeszcze chwilkę smażyłam, bułka trochę to zagęściła. Posypałam obficie ulubionymi przyprawami, połączyłam z pieczarkami i dodałam pokrojoną w kostkę fetę. Nałożyłam farsz do cukiniowych łódeczek i zapiekałam 45 minut w temp. 180°C.

Było smaczne, ale głównie rozkoszowałam się smakiem farszu, a najmniej mi smakowała wydrążona cukinia (mimo że b. lubię to warzywo). Dlatego następnym razem pokroję całą cukinię w kostkę dodając do niej podobne składniki i użyję jako sos do makaronu :).

piątek, 19 października 2012

Beauty Without Cruelty - Facial Toner Balancing

Niepostrzeżenie stałam się stałą klientką sklepu iHerb - właśnie dotarła do mnie czwarta paczka i z pewnością będą kolejne; można tam znaleźć ciekawe kosmetyki w niskich cenach, a wybór jest ogromny i wciąż wynajduję nowe pokusy. Fajne jest to, że zazwyczaj obok opisu kosmetyku jest jego data ważności - brakuje mi tego w polskich sklepach/aptekach internetowych. Poza tym klienci mogą opublikować swoje recenzje i zawsze do nich zaglądam - trochę jak KWC na Wizażu - jeśli jest mniej gwiazdek i sporo opinii negatywnych, jednak wolę poszukać czegoś innego.
Ale do rzeczy - za tonik Beauty Without Cruelty (250 ml) zapłaciłam ok. 24 PLN, co lokuje go na półce cenowej w okolicy np. naszego Iwostinu. 


Producent twierdzi, że ten tonik to  doskonała aromaterapia do wszystkich typów cery; w 100% wegański/wegetariański, wolny od parabenów i sztucznych środków zapachowych. Odświeża, tonizuje, itd. itd., do użytku po oczyszczeniu skóry a przed nawilżeniem - najlepiej oczywiście kremem nawilżającym również firmy BWC :)

Skład:
Purified water, glycerin, polysorbate-20, Aloe barbadensis (aloe) leaf juice*, citric acid, sodium citrate, panthenol, sodium PCA, allantoin, Cucumis sativus (cucumber) extract*, tocopherol, magnesium ascorbyl phosphate, retinyl palmitate, Camellia sinensis (green tea) extract, sorbitol, hydrogenated castor oil, phenoxyethanol, ethyl hexyl glycerin, Cananga odorata (ylang ylang) oil*, Pelargonium roseum (geranium) oil, Lavandula hybrida (lavandin) oil*, Cymbopogon martinii (palmarosa) oil*.
11% organic content. *Organic ingredients NOP or ECOCERT certified by, BSC.



Wiem, że dużo dziewczyn uważa toniki za zupełnie zbędny produkt - ja się przyzwyczaiłam, używam od lat i przetarcie twarzy i szyi zwilżonym płatkiem kosmetycznym to dla mnie odruch naturalny. Mogę darować sobie tonik na urlopie (zwłaszcza jeśli stosuję wodę termalną), ale w codziennej pielęgnacji muszę jakiś mieć i już, inaczej tego gestu mi brakuje :). 
Przedstawiany dziś tonik jest bezbarwny i pięknie pachnie, rzeczywiście iście aromaterapeutycznie i dość intensywnie - wrażliwe nosy mogą czuć się przytłoczone. Jak widać na pierwszym zdjęciu, nakrętka uchyla się odsłaniając mini-otworek do wylania płynu - ja jednak wolę ją odkręcić i przytknąć do płatka, to chyba wydajniejszy sposób użycia. Podczas odparowywania ze skóry czuję lekkie mrowienie. Mam cerę mieszaną, grubą i mało wrażliwą, więc jestem z tego toniku zadowolona - przypuszczam, że dla wrażliwców może być zbyt duże stężenie wyciągów roślinnych.
Podsumowując - to przyzwoity tonik za przyzwoitą cenę. Można zamówić przy okazji zakupów na iHerb, można też sobie darować i pozostać przy produktach łatwiej dostępnych :).

środa, 17 października 2012

Jeden rok!


Właśnie odkryłam, że wczoraj mój blog świętował pierwsze urodziny. Szybko zleciało :). Pisanie w sieci to dla mnie forma relaksu, więc będę kontynuować. Poza tym mam masę lakierów do pokazania, i trochę kosmetyków, o których nie mam w realu komu poopowiadać. I w ogóle fajnie jest mieć swoje miejsce w internecie :)
Dziękuję wszystkim obserwującym, komentującym i czytającym. Mam nadzieję, że czasem Was skusiłam do jakiegoś zakupu - i że jesteście z niego zadowolone. Piję Wasze zdrowie!

wtorek, 16 października 2012

Pożyczone od Mamy: Sephora - Yellow Umbrella

Moja rodzicielka przekroczyła już jakiś czas temu sześćdziesiąty rok życia i najbardziej lubi na paznokciach odcienie różu, jednak nieobce są jej również bardziej ekstrawaganckie kolory. W lakierach Sephory fajne jest to, że są takie malutkie i można wybrać sobie rzadziej używany odcień bez obawy, że nam się zmarnuje; w lakierach Sephory niefajne jest to, że są takie malutkie i jeśli trafimy na piękny odcień, to po paru mani nam się skończy :D. Od paru lat jestem na tę sieć perfumerii obrażona i nic tam nie kupuję, więc nie pamiętam cen tych lakierów, ale zdaje się, że są dość drogie jak na tę pojemność i bez promocji nie ma sensu kupować.
Yellow Umbrella to (jak widać) dość jasny żółty. Optymistyczny :). Pędzelek z gatunku płaskich i szerokich, co to niby malują jednym pociągnięciem (ja za nimi nie przepadam). Dwie warstwy - i mam nierówne smugi. Oddam go właścicielce bez żalu :).



niedziela, 14 października 2012

Bioderma Photoderm Max Fluide SPF 50+/UVA 38

Słońca coraz mniej i powoli przerzucam się na kremy ochronne z filtrem SPF 30, jednak w myśl zasady "nie zostawiaj napoczętych kremów przeciwsłonecznych na następny sezon" (nawet jeśli sezon trwa cały rok, tak jak u mnie) aktualnie wykańczam kremy SPF 50. (Dlaczego buduję takie długie zdania, no dlaczego?)
Dzisiejszy bohater został kupiony bez większego namysłu tuż przed moim urlopem i od razu zdobył miejsce na podium dla mistrzów.



Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, dlatego szukam zawsze lekkich konsystencji produktów przeciwsłonecznych. Jeszcze nie przetestowałam wszystkich aptecznych marek, ale już mogę stwierdzić, że do Biodermy będę wracać. Konsystencja jest lejąca, dość rzadka (ale nie aż tak jak fluidu Anthelios z La Roche Posay). 


Podczas nakładania oczywiście widać standardowe bielenie:


Ale bardzo szybko biały kolor znika i fluid wtapia się w skórę, pozostawiając jedynie lekki blask. Poniższe zdjęcie zrobiłam od razu po wchłonięciu i jest ono nieco krzywdzące - chwilę później połysk jest mniejszy i wygląda estetycznie. Zresztą w warunkach miejskich-niewakacyjnych dokładam na to podkład i puder. 


Skład:
WATER (AQUA), DICAPRYLYL CARBONATE, OCTOCRYLENE, METHYLENE BIS- BENZOTRIAZOLYL TETRAMETHYLBUTYLPHENOL, BUTYL METHOXYDIBENZOYLMETHANE, BIS-ETHYLHEXYLOXYPHENOL METHOXYPHENYL TRIAZINE, CYCLOMETHICONE, C20-22 ALKYL PHOSPHPATE, GLYCERYL STEARATE, PEG-100 STEARATE, ECTOIN, MANNITOL, XYLITOL, RHAMNOSE, FRUCTOOLIGOSACCHARIDES, LAMINARIA OCHROLEUCA EXTRACT, C20-22 ALCOHOLS , DECYL GLUCOSIDE, PENTYLENE GLYCOL, HYDROXYETHYL ACRYLATE/SODIUM ACRYLOYLDIMETHYLTAURATE COPOLYMER, XATHAN GUM, PROPYLENE GLYCOL, CITRIC ACID, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, DISODIUM EDTA, SODIUM HYDROXIDE, CHLORPHENESIN, PHENOXYETHANOL.


Podkład nakłada się bardzo dobrze, bez rolowania czy warzenia. Mam wrażenie, że fluid Biodermy nie przyśpiesza błyszczenia cery, co czyniła emulsja Vichy. Poza tym jest łatwiejszy do kupienia. Wady ma dwie, ale obie do przeżycia - nieco dziwny zapach i mniejszą od przeciętnej pojemność - 40 ml. Polubiłam go bardzo, a ponieważ w aptekach trwają wyprzedaże serii przeciwsłonecznych, czas zamówić nową tubkę, żeby przezimowała w mojej szufladzie. Najniższa cena, jaką znalazłam w internecie - 31,50 PLN.

sobota, 13 października 2012

Mad w kuchni odc. 2 - sałatka z pomidorem, awokado i groszkiem


Jeszcze nie znudziło mi się awokado - całkiem możliwe, że organizm domaga się nienasyconych kwasów tłuszczowych; skończyły mi się kapsułki omega, od których jestem wręcz uzależniona, a dostawa z iHerb wciąż w drodze (wyszukałam wegetariańskie kapsułki o genialnej w swej prostocie nazwie - Ovega-3).
Kolejna sałatka - zdjęcie moje, przepis ze strony puszka.pl.

Składniki:
1 pomidor
1 papryka
pół puszki groszku
awokado (nie za bardzo dojrzałe)
sok z cytryny
sól
biały pieprz
majonez (opcjonalnie)

Sposób wykonania:
Pomidora i paprykę kroimy w kostkę, dodajemy do nich groszek, solimy, pieprzymy. Awokado kroimy w kostkę, obficie skrapiamy sokiem z cytryny, dodajemy soli i pieprzu i dokładnie mieszamy. Dodajemy awokado do pozostałych warzyw, mieszamy. 
Można też opcjonalnie dodać łyżkę majonezu.

Ja dodałam pomidorki cherry pokrojone w ćwiartki. I jak na mój gust za mało pieprzu. I dla lepszej kolorystyki papryka powinna być czerwona, nie zielona :). Sałatka była mocno sycąca ale mało wyrazista - myślę, że rozgnieciony ząbek czosnku świetnie by ją przyprawił, jednak wyeliminowałam czosnek z posiłków spożywanych w pracy :). Jeśli kogoś zachęciłam do spróbowania - życzę smacznego!

piątek, 12 października 2012

Kiss My Face - Foot Creme Peppermint

Jak już nieraz pisałam, staram się większość moich kosmetyków stopniowo "powymieniać" z chemicznych na bardziej naturalne. Nie zawsze jest to możliwe, ale produkty do stóp stanowią liczną gromadkę w jednym z moich ulubionych sklepów internetowych, amerykańskim iHerb :)


Krem jest również amerykański, w tubce mieści się 118 ml i w przeliczeniu na nasze kosztował ok. 24,80.

Skład:
Aqua, Organic Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract*, Organic Carica Papaya (Papaya) Leaf Extract*, Organic Vaccinium Macrocarpon (Cranberry) Fruit Extract*, Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Extract*, Organic Helianthus Annuus (Sunflower Seed) Oil*, Glyceryl Stearate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Cetearth-20, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Mentha Piperita (Peppermint) Oil, Caprylic Acid, Glycine, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Oil, Tocopherol, Cyamopsis Tetragonoloba (Guar) Gum, Xanthan Gum, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Corn Amino Acids, Magnesium Aspirate, Zinc Gluconate, Copper Gluconate, Lecithin, Potassium Sorbate.

*Certified Organic by Quality Assurance International.



Nie umiem pisać dużo i kwieciście o kremie, więc będzie zwięźle. Konsystencja nie za rzadka i nie za gęsta, łatwo wyciska się z tubki, szybko daje się rozsmarować i błyskawicznie się wchłania. Bardzo przyjemnie pachnie miętą, dzięki czemu poza nawilżeniem daje przyjemne uczucie odświeżenia. Dlatego używałam go z upodobaniem przez całe lato po porannym prysznicu. Doskonały krem na dzień zwłaszcza na cieplejsze dni; na noc można stosować coś bardziej odżywczego. Z czystym sumieniem tego miętuska polecam - do kupienia tutaj.

krem jaki jest, każdy widzi

Wiem, że niektóre dziewczyny pomijają kremy do stóp w codziennej pielęgnacji. Ja nie mam z tym problemu, nawilżenie stóp to dla mnie tak naturalny proces jak umycie zębów np. Chciałabym, żeby równie naturalnie przychodziło mi np. używanie wcierek do włosów, peelingu do ciała czy kremu do skórek...

środa, 10 października 2012

Rimmel - Blue Eyed Girl

Czasem myślę, że mam za dużo niebieskich lakierów do paznokci. A czasem, że za mało :D. Poza tym właściwie każdy jest inny, zresztą same wiecie jak to jest (być może z jakimś innym kolorem)...
Tego Rimmelka wyniosłam kiedyś z krótkiej wizyty w Rossmannie, przyciągnął moje spojrzenie i nie mogłam go tam zostawić. Nazwa też zrobiła swoje, z łatwością mogę odłożyć na półkę nawet ładny lakier z samym suchym numerkiem (tłumacząc sobie, że z pewnością mam już podobny), ale mój opór gaśnie wobec sympatycznej nazwy. 


Lakier jest dość gęsty i przy niewielkim wysiłku jedna warstwa jest całkowicie kryjąca (siłą przyzwyczajenia nałożyłam dwie). Pędzelek z gatunku tych bardzo szerokich, ja za nimi nie przepadam. U mnie pojawiło się trochę bąbelków, na szczęście topcoat w magiczny sposób je zlikwidował. Na zdjęciach jeszcze bez topcoatu.


 nowy pierścionek - kolejna pamiątka z Krety

Po wyczerpującym dniu pracy idę się odstresować do kina - mam nadzieję, że nowy film Olivera Stone'a mnie nie rozczaruje :)

poniedziałek, 8 października 2012

Delia Coral Prosilk - 137

Kolejny przejaw mojej fioletowej fazy, niedawno kupiony taniutki lakier Delii. Bardzo, bardzo brudny fiolet. Dwie warstwy. To wszystko ;)



Nastrojem ten odcień bardzo pasuje do nadchodzącej wietrznej, deszczowej, zachmurzonej jesieni. Mogłabym właściwie zaszyć się na kilka miesięcy w fotelu owinięta kocem - i czytać zaległe książki, oglądać filmy/seriale oraz słuchać muzyki...i wyjść na zewnątrz dopiero na wiosnę.
Aktualnie w głośnikach Nick Cave and The Bad Seeds - niedawno ten utwór obchodził dwudzieste drugie urodziny!:

sobota, 6 października 2012

MD Professionnel - 350

Szafę lakierów do paznokci oznaczoną nic mi nie mówiącym napisem "MD" wypatrzyłam już podczas pierwszego spaceru do miasteczka Agios Nikolaos - przez zamknięte drzwi kosmetycznego sklepiku :D. Od razu wiedziałam, że muszę tam kiedyś wejść i kupić sobie pamiątkę z Krety ;).
Kiedy w końcu trafiłam na godziny otwarcia (trzeba się przyzwyczaić, że w czasie sjesty prawie wszystko jest nieczynne), spędziłam przy tej szafie naprawdę długie chwile i na początek kupiłam ten właśnie zimny fiolet. Z założeniem, że jeśli jakość przypadnie mi do gustu, przyjdę po więcej :)
Pomalowałam nim paznokcie i wszystko było na duży plus - konsystencja, wygodny pędzelek, a zaskoczył mnie fakt, że przy odrobinie uporu wystarczyła jedna grubsza warstwa! Byłam pod dużym wrażeniem i przy kolejnej wizycie wzięłam jeszcze sześć - które oczywiście okazały się różne; za jednowarstwową może uchodzić jeszcze ciemna zieleń, reszta w normie czyli dwie warstwy, a fioletowy pastel jak to pastel, smuży.
Ale dziś o numerku 350 mowa, więc wracam do tematu. Tu na zdjęciach jednak dwie warstwy. Na zdjęciu nr 1 trochę zmieniłam kolory, żeby były bardziej podobne do rzeczywistości. Odcień kojarzy mi się z opakowaniami Milki - gdyby nie moja słodyczowa asceza, mogłabym kupić i porównać.


Zdjęcie nr 2 bez rzeźbienia - tak widzi ten odcień mój aparat. 
Ostatnio mam lekką fioletową fazę - kupiony niedawno Lioele Blue Purple jest prawie identyczny, minimalnie ciemniejszy i cieplejszy. I nie ma tych mieszających kulek w butelce, a MD ma :)
Gdybyście chciały obejrzeć gamę lakierów MD Professionnel, to tu jest strona internetowa. Niestety głównie kremy plus parę neonów, pękaczy i magnetycznych. Żadnych brokatów czy flejksów :(





czwartek, 4 października 2012

Delia Coral Prosilk - 153

W parę dni po tym, jak napisałam tutaj, że pokazuję tylko swój manicure i nie maluję paznokci tylko po to, żeby sfotografować i zmyć - życie boleśnie zweryfikowało moje zwyczaje. Ułamał mi się jeden paznokieć, więc musiałam bardzo skrócić wszystkie, a że nie lubię ich wtedy pokazywać - zesłoczowałam parę lakierów, żeby nie zapadła długa cisza na blogu.
Oto pierwszy z nich - kupiony niedawno w Superpharmie za jakieś śmieszne pieniądze (zabijcie mnie, ale nie pamiętam kwoty) lakier Delia Coral Prosilk.


Na zdjęciach dwie warstwy. To taki mocno zachmurzony niebieski. Szukałam w swoim zbiorze czegoś podobnego i nie znalazłam - najbardziej zbliżony jest Niebieski Ptak Colour Alike, z tym że Delia jest dużo jaśniejsza i trochę bardziej zielona - to po prostu ta sama rodzinka przykurzonych niebieskości. W lakierze Delii mamy drobniutki srebrzysty shimmer, który dodaje mu mnóstwo uroku. 


Pędzelek mi pasuje, konsystencja również, zapach ostry ale do przeżycia - jestem lakierami Delii bardzo pozytywnie zaskoczona i przy kolejnej wizycie w Superpharmie koniecznie muszę ponownie się im przyjrzeć!

wtorek, 2 października 2012

Mad w kuchni odc. 1 - sałatka z fetą i awokado

Porzuciwszy słodycze (pierwszy dzień odwyku za mną...) postanowiłam nosić do pracy sałatki. A że od dłuższego czasu przepełniała mnie żądza awokado, na pierwszy ogień znalazłam taką oto łatwą do zrobienia sałatkę - przypuszczalnie jest mocno kaloryczna, ale za to jaka zdrowa!
Przepis znaleziony na stronie polki.pl, zdjęcie moje.


Składniki:
- 20 dag sera feta
- 2 dojrzałe awokado 
- 10 dag marynowanych czarnych oliwek bez pestek 
- 10 dag marynowanych zielonych oliwek bez pestek
- 2–3 łyżki posiekanych listków bazylii
- 20 dag pomidorków koktajlowych 

Na sos: 
- 2 ząbki czosnku 
- 6–8 łyżek oliwy 
- 2 łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny
- sól, pieprz

Sposób wykonania:
1. Awokado umyj i obierz cienko ze skórki. Miąższ pokrój w kostkę.
2. Fetę wyjmij z opakowania i pokrój w kostkę. Pomidorki koktajlowe i zielone oliwki pokrój na połówki. Czarne oliwki odsącz z zalewy i pokrój na plasterki.
3. Pokrojoną w kostkę fetę, kawałki awokado, pokrojone pomidorki i oliwki włóż do dużej salaterki. 
Posyp całość posiekaną bazylią i lekko wymieszaj.
4. Przygotuj sos: wymieszaj oliwę z sokiem cytrynowym. Dopraw przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Gotowym sosem polej sałatkę. Podawaj ze świeżym jasnym lub ciemnym pieczywem.

Ja zrobiłam połowę porcji, sok z cytryny miałam "sztuczny" i niestety nie dodałam bazylii. Ale i tak jest pyszna!