Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

środa, 29 sierpnia 2012

Moje trzy grosze na temat Tangle Teezer


Przez wiele lat czesałam włosy zwykłym, plastikowym grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami. A potem zaczęłam czytać blogi urodowe :) i tak oto dowiedziałam się o istnieniu cudownej szczotki Tangle Teezer. Czytałam kolejne pozytywne recenzje i peany na jej cześć, czytałam, trafiłam nawet na jedną bardziej realistyczną ocenę i w końcu zdecydowałam się sama spróbować. W listopadzie 2011 zamówiłam standardową wersję Tangle Teezer w najciekawszym dla mnie odcieniu Disco Purple, czyli fantastycznym ciemnym fiolecie z zatopionym brokatem (powyżej zbliżenie na brokat).

Oto co twierdzi polski dystrybutor:

Szczotka Tangle Teezer jest najlepiej sprzedającym się i najczęściej nagradzanym produktem do pielęgnacji włosów.
Dzięki zastosowaniu innowacyjnego kształtu ząbków ze specjalnego elastycznego tworzywa, szczotka działa niewiarygodnie delikatnie i skutecznie.
Zalecana także do rozczesywania włosów cienkich i zniszczonych, przedłużanych, peruk, afro.
Szczotka Tangle Teezer dostosowuje się do włosów, nie ciągnie splątanych kosmyków, czesze delikatnie zapewniając gładkie i lśniące włosy w mgnieniu oka. Codzienne szczotkowanie włosów szczotką Tangle Teezer wpływa na zwiększenie ich połysku! Szczotki Tangle Teezer można używać do rozczesywania włosów suchych oraz mokrych.


A co twierdzę ja? Zwięźle, bo o TT wiele postów już napisano: z początku musiałam się przyzwyczaić do kształtu (braku rączki) i do masowania skóry głowy (dość mocnego "drapania"). Jak się przyzwyczaiłam, to polubiłam, i to bardzo. Włosy mam liche i cienkie, ale długie zazwyczaj do ramion, więc rozczesuje mi je się za pomocą TT bardzo przyjemnie. Nie jest tak, że szczotka w ogóle włosów nie wyrywa - zdarza się mi coś wyszarpać, jak za szybko pociągnę. Ale i tak mam wrażenie, że włosy mam rozczesane dokładniej.
Tangle Teezer nie odmienił mojego życia w sposób, w jaki zmieniły je nowoczesne wysuszacze lakieru do paznokci :D. Ale stał się jego stałym elementem i dlatego postanowiłam nabyć również wersję przeznaczoną na wyjazdy, czyli Tangle Teezer Compact Styler; tu nie było odlotowych kolorów, więc jedynym sensownym dla mnie rozwiązaniem była po prostu czerń.
Compact Styler rozczłonkowany:


i Compact Styler złożony - można przewozić bez obaw o uszkodzenie ząbków:


Nie wiem dlaczego, ale w duchu wyobrażałam sobie, że wersja kompaktowa różni się od podstawowej tylko tą nakładką, a wielkość będzie ta sama. Oczywiście okazało się, że jest znacznie krótsza.



Trzeba się trochę bardziej nią namachać, żeby rozczesać włosy, jest to więc idealna opcja podróżna lub torebkowa. Jeśli ktoś rozważa zakup jednej wersji, ja proponuję klasyczną.
Macie, chcecie mieć czy uważacie, że to zbędny gadżet?

czwartek, 23 sierpnia 2012

Arbuzy :)

Obiecane arbuzy. Korzystałam z tego tutoriala i jestem całkiem zadowolona z efektu - najgorzej wyszedł biały pasek i myślę, że powinnam kupić kolejny lakier z cieniutkim pędzelkiem do wzorków.
Zdobienie przyciągało uwagę i budziło prawidłowe skojarzenia, tylko dwie osoby uznały, że to truskawki :D
Użyte lakiery: Essie Watermelon, Orly Meet Me Under the Mistletoe, Kiko Meadow Green, lakier do końcówek french Miss Sporty (najsłabsze ogniwo) i czarny lakier do zdobień Golden Rose nr 106.
Jako tło występuje mój ulubiony krzaczek rosnący na trasie praca-dom :)



I na tle książki jednej z moich ulubionych pisarek :)


środa, 22 sierpnia 2012

Essie - Watermelon


Na oficjalnej stronie Essie wrzucili ten lakier do kategorii róży, po czym opisali go jako odświeżającą soczystą czerwień...dla mnie to różowy, z gatunku tych ładnych - nie wszystkie odcienie toleruję :)
Za 15 zł nie mogłam się nie skusić; gdyby kosztował więcej, to bym sobie darowała. Już po jednej warstwie wygląda całkiem przyzwoicie, ale najlepiej prezentują się dwie. Odcień w sam raz na lato :)



A jutro pokraczne arbuzy, zapraszam :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Tag - Reading is cool


Parę miesięcy temu otagowała mnie Olgita z Nie znam się, to się wypowiem! - dziękuję i oto w końcu zebrałam się w sobie, żeby napisać co nieco o tym, że owszem, i ja czytam (nie tylko blogi urodowe ;)).
W dzieciństwie i wczesnej młodości czytałam dużo więcej. Mama często (a może i zawsze) przy okazjach typu Gwiazdka-urodziny-imieniny kupowała mi poza innymi rzeczami książki (o które wcale nie było w tych czasach łatwo), przypuszczalnie zaprowadziła mnie również pierwszy raz do biblioteki. Przeczytałam niemal cały kanon literatury dziecięcej i młodzieżowej. Na studiach kupowałam dużo książek, starałam się chodzić na targi książki do Pałacu Kultury, zaczytywałam się w Williamie Whartonie i Jonathanie Carrollu, kupowałam mnóstwo książek Rebisu i Zysku i s-ki, regularnie odwiedzałam stoisko taniej książki w św. pamięci Hali Koszyki... Ale czas odpowiedzieć na tagowe pytania :)

O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Wieczorem, niestety ostatnio coraz szybciej ogarnia mnie senność i nie czytam zbyt dużo. Jeśli książka bardzo mnie wciągnęła - czytam w każdej wolnej chwili porzucając wszelkie obowiązki, jakie jestem w stanie porzucić, dopóki jej nie skończę.

Gdzie czytasz?
Najwięcej w domu - na fotelu lub w łóżku. Rzadko jeżdżę komunikacją miejską, ale jeśli już mi się to zdarzy, to czytanie bardzo umila ten czas. W pociągach i samolotach :). Czekając na poczcie. Leżąc na leżaku w czasie urlopu. No wszędzie :D

W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Leżąc na boku z głową dość wysoko na poduszkach najczęściej złożonych, żeby było jeszcze wyżej. Pozycja zdaje się zgubna i dla kręgosłupa, i dla oczu, ale trudno, przyzwyczaiłam się i tak lubię.

Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Tzw. "chick lit", czyli łatwo, lekko, przyjemnie i głównie dla kobiet. Na przykład Marian Keyes, Sophie Kinsella, Sheila O'Flanagan, Cecelia Ahern. Fantasy, szczególnie Neil Gaiman i Terry Pratchett. Sporo o wampirach - dokupuję kolejne części serii o Sookie Stackhouse i Anicie Blake. Mam spore zaległości i aktualnie sporą kolejkę do przeczytania - na zdjęciu poniżej.


Co czytałaś ostatnio?
John McGahern "Między niewiastami" i  Charlaine Harris "Czyste sumienie". 

Co czytasz obecnie? Jaką książkę ostatnio kupiłaś / dostałaś?
Czytam "Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął" na zmianę z "Moon Dance" - pierwszą częścią serii "Vampire for Hire" - ta druga ma sporą szansę zdobycia miana pierwszej powieści, którą przeczytałam od początku do końca w języku angielskim - dotychczas tylko zaczynałam czytać w oryginale, nigdy nie kończąc.
Kupiłam ostatnio owegoż "Stulatka" w formie e-booka i "Drugą pełnię" Laurell K. Hamilton na papierze.


Używasz zakładek, czy zaginasz ośle rogi?
Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
O ile dobrze pamiętam, nigdy nie zaginałam rogów, miałam natomiast brzydki nawyk odkładania otwartych książek grzbietem do góry. Szczęśliwie się tego oduczyłam i zaznaczam strony zakładkami - czasem są to gratisy dodane do książek, czasem cokolwiek - pocztówka, paragon.

E-book czy audiobook?
W audiobooki jakoś się nie wciągnęłam, być może wszystko przede mną. Jedyny wysłuchany przeze mnie w całości to "Charlie and the Chocolate Factory" czytany przez Erica Idle z Monty Pythona - świetna rozrywka :)
E-booki w znikomej liczbie mam gdzieś na dysku, ale czytanie na ekranie komputera mnie nużyło. Postanowiłam zrobić sobie przyjemność jednocześnie oszczędzając miejsce w mieszkaniu i w tym miesiącu sprawiłam sobie Kindle'a, o którym marzyłam od pewnego czasu. Już go uwielbiam, mimo że nie ogarniam jeszcze wszystkich funkcji. Uważam, że wygaszacze ekranu są urocze :), a lista darmowych książek w języku angielskim oszałamia!



Jaka jest twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Niestety nie pamiętam, ale chyba nie miałam jednej ulubionej. Czytałam dużo bajek, lubiłam Kubusia Puchatka, Muminki, Mary Poppins, opowieści z Narnii...

Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
Nie umiem odpowiedzieć, chyba nie ma takiej jednej postaci. Kiedyś dawno, daaawno temu szalałam za szlachetnością i lojalnością Atosa z "Trzech muszkieterów". Musiałabym na nowo przeczytać Dumasa, ludzie się zmieniają - ja też i teraz mogłabym zupełnie inaczej odebrać tę postać (coś mi świta, że sporo pił ;)). 

Dodam sobie własne pytanie i odpowiem na nie: moja ulubiona książka? Długo takowej nie miałam, mam kilkunastu ulubionych autorów i wiele książek lubię. Ale największym sentymentem obdarzam "Nigdziebądź" Neila Gaimana i polecam ją wszystkim lubiącym fantasy, jeśli jeszcze jej nie znają. 


Mnie wykreowany przez tego autora świat urzekł niesamowicie i pochłonął bez reszty, uwielbiam wracać do tej książki. Przed laty w Londynie specjalnie udałam się do sklepu BBC, żeby nabyć również serial (niestety na VHS, nie było wtedy wydania na DVD - właśnie sprawdziłam na amazon.co.uk i jest DVD za niecałe 5 funtów, czuję, że się nie oprę - zwłaszcza że ostatnio mój odtwarzacz video zmarł śmiercią nagłą i niespodziewaną...). Przed laty w Polsce spędziłam parę godzin w kolejce do Neila Gaimana - głównie po to, żeby spojrzeć mu w oczy ;) no ale mam oczywiście piękny autograf, tematycznie związany z treścią książki:


Czas już skończyć pisaninę i wrócić do "Stulatka". Bardzo chętnie się dowiem, co i jak czytają ParamorePani Skeffington i Agga - znów Was taguję, dziewczyny :)

czwartek, 16 sierpnia 2012

Niech ktoś zabierze mi PayPal, czyli azjatycka gorączka zakupów

Kremom BB dotychczas dzielnie się opierałam, czytałam o nich tu i ówdzie, ale nigdy mnie nie kusiły. Do czasu...Jak głosi słynny cytat - kropla drąży skałę; notka o kremach BB tu, notka o sleeping packs tam, recenzje kosmetyków azjatyckich na KWC...informacje powolutku wsączały się do mojego umysłu i post Cammie nieoczekiwanie przesądził sprawę - dwa dni później zaczęłam eksplorować eBay.
Na początek postanowiłam wziąć próbki, bo naczytałam się, że każdy musi znaleźć najlepszy dla siebie BB. Szkoda, że nie ma mixów próbek, tylko zazwyczaj na aukcji jest kilka sztuk tego samego kremu.
Na początek kliknęłam to:
(źródło wszystkich zdjęć - eBay)


 i to:


Po niezwykle zachęcającej recenzji Niecierpka nie mogło zabraknąć lakieru do paznokci:




Kolejny BB:


Missha Perfect Cover podobno dobrze kryje, więc wzięłam od razu tubkę 20 ml:



Przez kilka dni dalszych zakupów nie było, a w kolejną niedzielę usłyszałam cichy szept z podświadomości...no jak to, taki śliczny sleeping pack z kropelkami wody na twoją odwodnioną skórę...i może jesienią będziesz  go mogła nakładać po Differinie...weź 20 ml...



Ale co to jest, takie małe 20 ml, tutaj jest inna ciekawa maseczka...





Ale zobacz, te BB kremy są napakowane zapychającymi silikonami, wszędzie piszą, że trzeba je bardzo dokładnie usuwać ze skóry na noc...tu masz specjalny zmywacz do BB, i w dodatku będzie bąbelkował pęcherzykami powietrza, to musi być zabawne odczucie...





A tutaj popatrz, piszą że ten BB może śmiało konkurować z  podkładem Double Wear, tak lubiłaś ten podkład...



Dzień później - 
skoro już tak zamawiasz w tej Korei, to pamiętasz, masz od dawna na wishliście czekoladową maseczkę , czemu nie weźmiesz jej teraz?




Wczoraj: 
oooo zobacz, jaki ładny efekt na ustach daje ten lip tint...



No zobacz, jakie słodkie opakowanka mają te błyszczyki, przecież tego nie można nie kupić! Weź jeden na prezent dla koleżanki, mówiła niedawno,  że chciałaby błyszczyk. 

No ale co ty, tylko jeden? Ona będzie miała taki fikuśny błyszczyk, a ty nie?



Oddam azjatyckiego demona-kusiciela w chętne ręce!
A może sam odejdzie do kogoś innego, jak te przesyłki zaczną do mnie docierać?

środa, 15 sierpnia 2012

China Glaze - Shower Together

Szukając niedawno lakierów do skompletowania mojej prywatnej dziewiątki z transdesign (dość zgubne dla portfela, jednak lepiej zrobić z kimś wspólne zamówienie :)), trafiłam na Shower Together i od razu poczułam, że na pewno mi się spodoba - to dla mnie kolejny turkus idealny, doskonała równowaga pomiędzy kolorem niebieskim i zielonym. Dwie warstwy.


Lakier pochodzi z kolekcji ECOllection z roku 2008 - fajna nazwa kolekcji i ciekawy pomysł, inne lakiery wchodzące w jej skład to Solar Power, Unplugged, Recycle, Hybrid i Tree Hugger. Aczkolwiek osobiście uważam, że wspólny prysznic bynajmniej wody nie oszczędza ;)



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Orly - Viridian Vinyl

Lakier z kolekcji Plastix z roku 2010, poza prezentowanym turkusem mamy w niej fiolet, koral i pomarańcz i najchętniej przygarnęłabym wszystkie - niby nic odkrywczego, a coś mnie do nich przyciąga; chyba to matowe szkło buteleczek wysyła do mnie jakiś podprogowy przekaz...
Wykończenie nazwane przez Orly "plastikiem" to półmat, dość boleśnie obnażający każdą nierówność płytki (mogłam wypolerować) i każdy błąd w nałożeniu - dorobiłam się paru bąbelków, chyba dlatego, że zbyt szybko nakładałam drugą warstwę. 
Paznokcie wyglądają dość trupio, ale mnie się bardzo podobają (dla mnie ten odcień to jeden z moich turkusów idealnych) i chętnie ponosiłabym Viridian Vinyl dłużej; niestety brak topcoatu sprawił, że po jednym dniu mam pościerane końcówki, dlatego jutro będzie coś innego :)



W bonusie widok z mojego okna, przeważnie fotografuję lakiery na parapecie. Akurat pięknie lał deszcz :)


niedziela, 12 sierpnia 2012

Jak polubiłam pranie ręczne :)


Cóż, chyba u wszystkich w szafie znajduje się trochę ciuchów oznaczonych tym symbolem; ja za nim nie przepadam, moja pralka nie ma opcji prania ręcznego, a nawet gdyby miała, nie jestem pewna, czy mnie to przekonuje. I o ile pierwszą fazę prania ręcznego nawet lubię (fajnie jest czasem powyżywać się ugniatając jakiś element garderoby w misce/zlewie z wodą i detergentem), tak nie znoszę fazy drugiej czyli płukania. Nie lubię i już, zajmuje to dużo czasu, poza tym zużywam mnóstwo wody, bo wciąż mam wrażenie niedokładnego wypłukania. Dlatego parę tygodni temu, gdy przypadkiem natrafiłam w Internecie na informację o płynie do prania niewymagającym płukania, było to dla mnie jak objawienie! Natychmiast zamówiłam największą butelkę :).


Objawienie nazywa się Eucalan i istnieje od 1989 roku. Dostępny jest w butelkach o pojemności 100 ml (taka ilość wystarcza na ok. 20 użyć) lub 500 ml, można też zamówić próbkę 5 ml. Do wyboru są cztery zapachy: grejpfrutowy, lawendowy, eukaliptusowy i naturalny (bezzapachowy). Eucalan jest nietoksyczny, biodegradowalny, nie zawiera fosforanów.

Skład: (źródło: strona oficjalna www.eucalan.com)

-Essential Oil (Pure and natural eucalyptus, lavender or grapefruit oils)
-Ammonium Lauryl Sulphate (Vegetable-based soap)
-Ammonium Chloride (Is a salt of ammonia; used as a thickener)
-Cocamide MEA (Mild foaming agent and thickener  derived from plant source)
-Purified Water
-Hydroxypropyl Methylcellulose (Thickener derived from plant source)
-PEG 75 Lanolin (Naturally derived lanolin)
-Methylchloroisothiazolinone (Preservative and antibacterial)


Jak używać:
- dodajemy Eucalan do wody (5 ml na 4 l wody), zanurzamy ciuch na minimum 15 minut, delikatnie ugniatamy, wyjmujemy, odciskamy z wody i suszymy.
Można też używać go w pralce, ale nie o to chodzi :D. Można też pranie wypłukać czystą wodą, ale wtedy jest to zwyczajny płyn do prania, jakich wiele :)


Eucalan bez trudu zamówimy przez Internet, ja kupowałam w magicloop i zachwyciłam się doskonałą obsługą - przesyłka była błyskawiczna, a do zamówionej butelki 500 ml i dwóch saszetek 5 ml dostałam gratis trzecią saszetkę, kilka krówek (parę zjadłam zanim zrobiłam zdjęcia) i saszetkę zapachową, którą można dołączyć do prezentu - ja wrzucę ją do szuflady (zapach cynamon + goździki + prażone jabłko).
Polecam więc sklep jako zadowolona klientka :)

Jak dotąd przetestowałam wersję grejpfrutową, saszetki będą idealne do zabrania na urlop. Przy poważnych zabrudzeniach takie delikatne moczenie może nie wystarczyć, jednak do ubrań po prostu noszonych przez jeden dzień - Eucalan to dla mnie fantastyczne odkrycie. Dlatego dzielę się nim, gdzie tylko mogę :)

sobota, 11 sierpnia 2012

Nubian Heritage - Indian Hemp & Haitian Vetiver Hand Cream

Mój drugi krem do rąk z firmy Nubian Heritage kupiony na iHerb, o pierwszym można poczytać tutaj. Tuba zawiera 118 ml i kosztuje 7,37 USD - w złotówkach zapłaciłam ok. 24,80. 



Krem jest dużo gęstszy od wersji kokosowo-papajowej i bardziej odżywczy, zapach również bardziej mi odpowiada. Wchłania się szybko pozostawiając dłonie przyjemnie gładkie. 

jest naprawdę gęsty :)

Skład:
Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Deionized Water, Cannabis Sativa (Hemp) Seed Oil*, Stearyl Alcohol (Palm Kernel), Ceteareth 20 (Emulsifying Wax), Castor Seed Oil, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter*, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter*, Vegetable Glycerin, Jojoba Oil*, Azadirachtin Indica (Neem) Oil, Essential Oil Blend, Carbomer, Tocopherol (Vitamin E), Vetiveria Zizanioides (Vetiver), Allantoin (Comfrey Root Extract), Lonicera Caprifolium (Honeysuckle) Flower (and) Lonicera Japonica (Japanese Honeysuckle) Flower Extract
*Certified Organic Ingredient



Dla mnie ten krem, tak samo jak poprzedni, również nie ma wad :). Dostępność jest utrudniona i trzeba zamawiać z wyprzedzeniem, ale między innymi za to kocham Internet - mogę kupić rzeczy niedostępne w Polsce i mam z tego dużą frajdę.
Na pewno sięgnę po kolejne wersje, a wybór jest spory -  kuszą Honey & Black Seed, Olive & Green Tea, Lavender & Wildflowers, African Black Soap, Lemongrass & Tea Tree, Raw Shea Butter...

środa, 8 sierpnia 2012

Barielle - Falling Star

To był mój pierwszy lakier Barielle, wybierany w ramach projektu "chcę mieć minimum po jednym lakierze z każdej firmy" - to niespotykane połączenie miedzianego brokatu w niebieskim lakierze od razu przyciągnęło moją uwagę. Do tego piękna, bajkowa nazwa - jestem bardzo zadowolona z tego, że go mam :)
Dwie warstwy, na pierwszym i drugim zdjęciu bez topa (topu?), na trzecim wiadomo, że z topem, bo aparat się odbija, a czwarte pół na pół :)