W miniony piątek wieczorem coś mnie natchnęło, żeby zajrzeć do wątku essencomaniaczek na wizażu. Trwała tam już w najlepsze ożywiona dyskusja na temat limitowanej kolekcji Vampire's Love, która nieoczekiwanie zaczęła się pojawiać w drogeriach Natura (a wcześniejsze plotki głosiły, że w ogóle nie będzie jej w Polsce).
Jestem wielbicielką tematyki wampirycznej z wyjątkiem Zmierzchu i do tej limitki śliniłam się lekko już od dawna, zwłaszcza do lakierów. Zatem w sobotni poranek wyruszyłam do Natury przy metrze Kabaty, wyobrażając sobie z podekscytowaniem, jak to wchodzę, łapię koszyczek i zgarniam do niego stosik wampirycznych kosmetyków.
Niestety! Ani śladu limitki, a przemiła pracownica zagadnięta o limitkę odparła, cytuję - "pierwsze słyszę".
Rozczarowana i lekko zasmucona udałam się w celu pocieszenia do Rossmanna naprzeciwko i obkupiłam się w lakiery Wibo, o których pisałam w poprzedniej notce. I już miałam wracać do domu, ale wewnętrzny głos kazał mi przezwyciężyć niechęć do dłuższej wycieczki i udać się do kolejnej Natury przy metrze Centrum - a z wizażowego wątku wiedziałam, że kolekcja jest tam na pewno.
Zaopatrzona zatem w bilet 60-minutowy odbyłam przejażdżkę metrem (klnąc w duchu na siebie za brak czegokolwiek do czytania), wpadłam do drogerii, zgarnęłam paletkę cieni i cztery kolory lakierów do paznokci - prawdę mówiąc nic więcej nie było z wyjątkiem perfum, a nie przyszło mi do głowy spytać czy nie mają innych rzeczy w magazynie - i wróciłam w zacisze domowe.
Nie jestem szczególną maniaczką cieni do powiek, potrafię się im spokojnie oprzeć. Nie mam żadnej paletki Sleek, chociaż recenzje są kuszące. Ostatnio cienie kupowałam chyba z rok temu, i to tylko dlatego, że kusiło mnie fioletowe trio Bourjois Smoky Eyes i miałam bon rabatowy do Douglasa o wartości 40 zł. Generalnie grzecznie zużywam cienie, które mam. Poza tym nie umiem tak pięknie malować oczu używając kilku kolorów, nie opanowałam tej sztuki - jeszcze :-)
Ale może wrócę do paletki Essence, chciałam po prostu dać do zrozumienia, że skusiła mnie wyłącznie swoimi wampirycznymi klimatami :-)
Nazwa to Love at the First Bite, tu zaklejona przez polską nalepkę, w której znalazł się paskudny błąd (nienawidzę literówek, a zdarzają się coraz częściej wszędzie, mam nadzieję że ja żadnej nie zrobiłam na blogu)
Kolory mi się podobają, cena niska - 16,99. I swatche na dłoni - pierwszy raz robię coś takiego :-)
Górny rządek bez bazy, dolny - z bazą i teraz widzę, że nie doceniałam słynnej Urban Decay Eyeshadow Primer Potion! Nie robiłam takich testów porównawczych, a tutaj to normalnie wow! rzeczywiście intensyfikuje kolory. Co więcej, poniżej dłoń po umyciu mydłem -
I ponownie wow! W podobnej formie cienie na dłoni przetrwały intensywny prysznic połączony z myciem włosów, więc jestem pod olbrzymim wrażeniem. Co prawda baza ma najgłupsze opakowanie świata, ale weszłam przed chwilą na stronę producenta i w końcu zaczęli ją pakować do normalnej tubki, więc bardzo ją polecam!
Notka dość długa, mam nadzieję że chociaż część z Was ją przeczytała w całości :-D
Jak przetrwały przysnic to jestem pod wrażeniem :) cena korzystna i kolorki bardzo fajne :)
OdpowiedzUsuńa mi się nie udało dorwać fioletowego, wampirkowego lakierku :( ale się nie poddam, będę jeszcze szukać w innych naturach ;)
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam :> Ja na razie nie mam zbyt blisko do Natury, ale jak wrócę na weekend do domu to na pewno odwiedzę swoją :> ciekawe czy spotka mnie coś miłego.... (chociaż z drugiej strony mam bana na kupowanie lakierów i innych kolorowych kosmetyków :c)
OdpowiedzUsuńI wow, niezła różnica z tą bazą :>
Sia - ja też nie trafiłam na fiolet, wzięłam pozostałe 4 ale już nie będę polować, i tak mam dużo fioletów :-)
OdpowiedzUsuńdorwałam fiolet! ;)
OdpowiedzUsuńotagowałam Cię ;) zapraszam do zabawy http://siiia.blogspot.com/2011/11/sia-lubi-zych-chopcow.html