Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

niedziela, 9 marca 2014

Lutowe zużycia/zakupy

No dobra. Wyłażę ze swojego dołu, w którym ostatnio przebywałam (nie wdając się w szczegóły), publikując kolejny wpis o tym, co mi przybyło, a czego ubyło. Jeśli w tym miesiącu nie wrzucę choćby kilku notek o lakierach, śmiało możecie nazwać mnie mięczakiem (lub gorzej). Chcę wrócić na dobre :-)
Przypominam, że jestem w fazie wstrzemięźliwości zakupowej i wolno mi kupować tylko kosmetyki niezbędne. I lakiery! Poza tym sumiennie mam denkować wszystko, co zalega w zapasach. Podsumowanie za  ubiegły miesiąc wypada całkiem nieźle - aczkolwiek mogłam darować sobie szampon Alterry (nie powinnam wchodzić do Rossmanna). Przejdźmy do zdjęć zużyciowych:


- pięć hydrolatów z Biochemii Urody: z czarnej porzeczki, z róży damascena, lipowy, oczarowy i z zielonej herbaty. Pełnią u mnie funkcję toniku. Oczywiście nie zużyłam wszystkich w lutym, mam paskudną skłonność do zostawiania resztek kosmetyku i otwierania nowych opakowań. Nie polecam tego procederu, a na pewno nie z hydrolatami - okazało się, że resztki kilku z nich po prostu wyparowały :-). Generalnie lubię i potestuję jeszcze inne - a z tych najmilej wspominam oczar i lipę.


- Alterra mydło lawendowe - polubiłam kostki z tej firmy, chociaż wolę Lawendową Farmę (albo faktycznie są lepsze, albo to, że są kilka razy droższe, przemawia do mego wewnętrznego burżuja)
- Alverde żel pod prysznic mięta-bergamotka - dla mnie super, kocham markę Alverde, ten żel miał przyjemnie orzeźwiający zapach i dodatkowo budził miłe urlopowe wspomnienia, bo zaczęłam go używać w Chorwacji od razu po zakupie.
- Babydream für Mama płyn do kąpieli - dwie butle szybko poszły, bo głównie do mycia dłoni. Lubię ten zapach :-)


- Bielenda Awokado dwufazowy płyn do demakijażu oczu - dobrze usuwał makijaż, ale nie kupię go. Oleista faza zaburzała widzenie. Poza tym zawsze lekko przerażał mnie ten intensywny neonowy kolor :-)
- Synchroline Synchrovit C skoncentrowane serum liposomowe przeciw oznakom starzenia i zmarszczkom - może i działa pozytywnie na skórę, ale u mnie tego nie widać. Mam ostatnią butelkę, więc zaliczę jeszcze jedną 10-dniową kurację - ale powrotu nie będzie.
Eco Cosmetics krem do twarzy intensywnie pielęgnujący - hmmm, sama nie wiem. Niby w porządku, ale nie na tyle, by mieć chęć na powtórkę. Opakowanie genialne pod każdym względem z małym wyjątkiem - krem kończy się znienacka. Pewnego dnia po prostu pompka pozostaje wciśnięta i już. 
Bandi AHA+PHA krem z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami - lubię, miałam parę opakowań. Bardzo delikatny. Ostatnio używałam nieregularnie, muszę wrócić do porządnego kwaszenia :-)
I to koniec lutowych zużyć - całkiem niezły wynik, nieprawdaż?

Zakupy, w których ukazuję trzy oblicza ;-)


1. Mad niepoprawna Rossmanniaczka: Babydream für Mama płyn do kąpieli, Facelle Sensitive, Babydream szampon, Alterra szampon do osłabionych i przerzedzających się włosów. (bacik za Alterrę, skusiła mnie promocja, a mam czym myć włosy)


2. Mad wzorowa weganka: balsamy do ust Hurraw! chai spice, orange i almond oraz Gaia Creams Oat & Amaranth Soothe & Calm Serum.


3. Mad obłąkana lakieroholiczka: Smitten Polish Hocus Pocus 2.0, To Me, You Are Perfect, Va-Va-Voom; Colour Alike Oto El Złoto, Los Diamentos i Holo Top (tu jeszcze bez nazwy).

środa, 12 lutego 2014

Styczniowe zużycia/zakupy

Nie jestem pewna, czy już ómieram mojego bloga czy jednak jeszcze nie... sama nie wiem. Mało tu ostatnio się dzieje. Paznokcie maluję albo około pierwszej w nocy, albo tuż przed wyjściem do pracy, albo niestety wcale - więc ostatnią rzeczą, o jakiej myślę, jest ich fotografowanie; szybko nakładam Seche Vite i po sprawie. Poza tym zima  z roku na rok działa na skórę moich dłoni coraz gorzej - przez ostatnie tygodnie wyglądało to tak, jakbym moczyła ręce codziennie przez parę godzin we wrzątku, potem robiła ręczną przepierkę w Gangesie (lub jakiejś innej zanieczyszczonej rzece), a na koniec jeszcze tu i ówdzie porobiła rytualne nacięcia nożem :-(. Żadne specyfiki nie pomagały, a na pytania "co Ci się stało w ręce" udzielałam jedynej słusznej odpowiedzi "zima się stała". Kilka cieplejszych dni i skóra się zregenerowała - mam nadzieję, że to koniec męki w tym sezonie. 
Tyle tytułem wstępu, czas na konkrety - jak dotąd całkiem nieźle trzymam się postanowień odwyku. Tzn. kupuję tylko potrzebne rzeczy (i lakiery :-D), i wytrwale denkuję liczne resztki kosmetyków. 
Zużyłam sporo:


- litr bezacetonowego zmywacza Elegance o zapachu migdałowym - mogę polecić. Bardzo dobrze zmywa i mało wysusza. No i całkiem nieźle pachnie.
- Facelle płyn do mycia wersja Sensitive - głównie jako szampon częstego użytku. Lubię, ale trochę mi się znudził - teraz używam szamponu Babydream, potem planuję Alterrę. Ale i do Facelle pewnie wrócę...
- Facelle pianka - jedno opakowanie dla przetestowania, więcej nie będzie. Generalnie mam jakiś wstręt do pianek (chyba od czasu, gdy mój niegdyś ukochany żel do mycia twarzy Vichy zastąpiła pianka, która zmywała się zupełnie inaczej, w taki tępy sposób... nie wiem, jak to wyjaśnić). Wypróbowałam do mycia twarzy - ta nie zmywała się "tępo", ale za to miałam odczucie nieumytej, wręcz natłuszczonej skóry. Jako szampon - też nie zachwyciła, dodatkowo potrzebowałam dość dużej ilości. Do higieny intymnej - w sumie OK, ale ogólnie odradzam. Na szczęście jest na tyle tania, że można zaryzykować i wyrobić sobie własną opinię.
- Balea żel pod prysznic Limette & Aloe Vera - no fajny, fajny. Ale większą miętę czuję do marki Alverde.
- Elancyl tonizujący żel pod prysznic - też OK. Mogę się jedynie przyczepić do zapachu - dla mnie męczący i mdlący. Ale wiem, że ma swoje wielbicielki - osobiście znam dwie, z czego wnioskuję, że jest dość popularny. Ja nie kupię, strasznie długo go męczyłam.
- Bielenda masło do ciała Awokado - dobrze natłuszczające, porządne masło w niskiej cenie. Zapach trochę specyficzny, nie każdemu może pasować.
To nie koniec zużyć - jeszcze sporo z kategorii włosowej:


- Barwa szampon żurawinowy - do mocniejszego oczyszczania (przeważnie raz na tydzień). Tani, skuteczny, warto spróbować. Jakbym się miała przyczepić, to do tego, że jest dość rzadki i przez to mało wydajny (ja wtedy wylewam więcej produktu). No i etykieta szybko odłazi pod prysznicem.
- Seboradin maska przeciw wypadaniu włosów - też mogę polecić. Stosowałam niesystematycznie, więc nie mogę ocenić dokładnie jej działania - włosy ostatnio mniej mi wypadają, ale walczę o to na wiele sposobów. Podoba mi się, że można ją nałożyć na skórę głowy (niby każdą maskę/odżywkę można, ale lubię, jak jest to napisane). Włosy po niej są przyjemne w dotyku. Ładnie pachnie.
- słynna wcierka Farmony Jantar - wydaje mi się, że to głównie ona odpowiada za zahamowanie wypadania moich włosów. W końcu zaczęłam stosować ją codziennie (no, prawie) i nareszcie zaczęła działać - niestety nie rosną nowe włoski, więc po tym, jak skończę kolejną butelkę, poeksperymentuję z kozieradką.
- Anida krem do rąk i paznokci z woskiem pszczelim i olejem makadamia, olejek Dabur Amla i olejek Alterra granat i awokado - specyfiki do kremowania/olejowania włosów. Olejować planuję nadal, ale innymi produktami. Anidy nie kupię z powodu wosku pszczelego w składzie, Amla miała zapach do wytrzymania, ale jednak dość szaletowy, Alterra z kolei pachniała jak skwaśniałe landrynki (z tej marki rządzi pomarańcza/brzoza i tę polecam).

No i teraz zakupy:


- płyn micelarny Bioderma Sensibio - kupiony tuż przed ogłoszeniem odwyku i zakazu kupowania na zapas. Chociaż muszę go już otworzyć do demakijażu oczu, więc właściwie wylatuje właśnie z kategorii zapasu. Skusiła mnie cena - 60 PLN za litr, deal roku! Trochę musiałam się powstrzymywać, by kupić tylko 1 op. :-)
- puder sypki Logona 01 jasny beż - już w użyciu, zadowala mnie. Chociaż jak znam siebie, potem kupię coś innego.


- i lakierowy świetny deal, czyli efekt wigilijnej promocji -40% na colorowo.pl. Wszystkie lakiery Colour Alike  z kolekcji PZN z wyjątkiem Pyrki, bo już ją mam dzięki uprzejmości Pani Skeffington - która chyba ómarła swojego bloga :-( oraz cała kolekcja Hola Hola. To najlepsze polskie lakiery i szkoda mi, że tak mało osób je zna... czasem mam ochotę założyć wyspę w centrum handlowym i osobiście tam je zachwalać :-)


sobota, 18 stycznia 2014

Grudniowe zużycia/zakupy

Comiesięczna spowiedź musi być, nawet jeśli jest nieco spóźniona. Widać tu jak na dłoni, że moje postanowienie ograniczenia wydatków na kosmetyki jest mi bardzo potrzebne - stanowczo za dużo kupiłam. Ale to za chwilę, najpierw denko.


- żel pod prysznic Original Source śliwka + syrop klonowy. Zbyt słaby zapach, nie polecam - jeśli już, to inne wersje, np.
- żel pod prysznic Original Source pomarańcza + lukrecja - to mój faworyt spośród wszystkich żeli OS, jakie miałam, a miałam ich sporo. Bardzo słodki, intensywny, "jadalny" zapach. Nawet mój brat, który przyjechał ze świąteczną wizytą i wybrał akurat tę butelkę pod prysznicem, się zainteresował i pytał, gdzie taki żel można kupić :-)
- żel pod prysznic Korres wanilia i cynamon - no cóż, genialny. Tzn. jeśli chodzi o zapach, chociaż inne cechy żelu też są bez zarzutu. Będę za nim tęsknić! Na szczęście plan urlopowy na ten rok obejmuje greckie wyspy, więc na pewno kupię jakąś kolejną flaszkę :-)
- Equilibra szampon aloesowy - ulubieniec, polecam komu tylko mogę. Poważnie czuć, że ta piana pochodząca nie z SLS i SLES jest taka inna, dużo bardziej przyjazna dla włosów. Spora zawartość aloesu pewnie też czyni dużo dobrego. Poza tym jest optymistycznie zielony!
- Farmona Tutti Frutti masło do ciała karmel + cynamon - to trzeba lubić. Bardzo, naprawdę bardzo mocny zapach, utrzymujący się przeraźliwie długo i pozostający na ubraniach. "Męczyłam" ten słoiczek dosyć długo, bo używałam kilka dni i robiłam przerwy zmęczona aromatem. Po jakimś czasie wracałam :-) innych zarzutów nie mam, ładnie natłuszczał skórę. Przypuszczalnie wrócę do niego (lub innej wersji).


Denko "twarzowe":
SO' BIO etic woda micelarna z aloesem - polecam na równi z wersją nagietkową, świetny produkt, do którego będę wracać. Ale dopiero jak skończę inne kosmetyki z tej kategorii :-). Ogólnie firmę lubię, jak dotąd mnie nie zawiodła.
Green People ujędrniająco-nawilżające serum do twarzy - tę firmę też lubię, robi niedrogie kosmetyki w wygodnych opakowaniach, obsypane pozytywnymi certyfikatami, w tym mój ulubiony od Vegan Society. Serum miało żelową konsystencję, ale nie wałkowało się na twarzy, więc chyba jeszcze do niego wrócę. Spektakularnego działania nie zauważyłam, ale i tak wierzę w długofalowe efekty stosowania tego typu produktów. Opakowanie ma jedna wadę - nie sposób przewidzieć precyzyjnie, kiedy kosmetyk się skończy. Na szczęście miałam w zanadrzu
Synchroline Synchrovit C skoncentrowane serum liposomowe przeciw oznakom starzenia i zmarszczkom. Fiolka jest sprytnie skonstruowana - serum przyrządza się w domu, mieszając witaminę C z roztworem. Mieszaninę można używać przez 10 dni (i mniej więcej na tyle wystarcza opakowanie), potem podobno stężenie witaminy spada do zera i nie mam powodu, by w to nie wierzyć, dlatego grzecznie resztkę produktu odłożyłam do wyrzucenia. Efektu wow ponownie nie było, ale i tak mnie to nie zniechęca (poza tym mam jeszcze dwie buteleczki w zapasie). Konsystencja płynna, lekko oleista - coś w typie bardziej znanego Flavo-C.
- puder sypki MAC Prep + Prime (transparentny). Ten oszukańczo do samego końca pokazywał upudrowane ścianki, więc kiedy nagle przestał się wysypywać na wieczko, kompletnie mnie zaskoczył! Poza tym wszystko OK. Powrotu jednak nie będzie, gdyż przestałam kupować produkty z tej firmy.

No i tyle zużyć, teraz szybki rzut oka na zakupy:


Promocje w Rossmannie to jedna z tych zgubnych dla mnie rzeczy...niby wszystko potrzebne, ale czy na pewno już, teraz? Pozostaje mi odzwyczaić się od przeglądania gazetki...
- Isana maszynka do golenia z ruchoma głowicą, Facelle Sensitive płyn do mycia (wszystkiego), Babydream balsam do kąpieli dla matek razy dwa (dla mnie - do wszystkiego :-)), jednorazowe ręczniki do twarzy Alouette (bo tyle o nich dobrego naczytałam się na blogach i raz chciałam spróbować).
To efekt dwóch wizyt w dwóch Rossmannach - gdy w jednym kupowałam Facelle i Babydream, trafiłam na kasjerkę znającą się na rzeczy :-). Gdy postawiłam przed nią te butle, pani rzuciła okiem i zadała fachowe pytanie: - Czy używa tego pani do mycia włosów? Ja na to entuzjastycznie: - Tak! Nałogowo czytam blogi włosomaniaczek! Na to pani: - Ja też!


Zakupy na damabio.pl, do którego straciłam nieco sympatii z może błahego powodu, ale lubię perfekcyjną obsługę nawet online, co poradzę. W komentarzu do zamówienia poprosiłam o próbki podkładów (jeśli byłoby to możliwe) i o wysyłkę do paczkomatu. Wskazany paczkomat uwzględniono, zatem komentarz ktoś przeczytał. Próbek podkładów nie dostałam. Gdyby ktoś odpisując dodał w e-mailu zdanie, że nie dysponują testerami podkładów, to bym się nie czepiała - mogę zrozumieć, że nie mają. Uważam jednak, że powinni mi to napisać...ponieważ jestem bezlitosną klientką, prawdopodobnie poszukam sobie innego sklepu z naturalnymi kosmetykami. Z damabio przybyło mi:
- Green People Anti-Ageing 24-Hour Cream
- Green People Vitamin Mask Anti-Ageing
- Green People Firming Eye Gel
- Cattier Gynea żel do higieny intymnej
SO' BIO etic różana woda micelarna
- mydełka Speick gratis do zakupów


- zapas szamponów Equilibra: znany mi aloesowy oraz po raz pierwszy wersja do włosów farbowanych.
- wizyta w sklepie Organique przebiegła z pełną premedytacją - bardzo dobrze wiedziałam, że czego jak czego, ale masła do ciała to kupować nie powinnam, ale jednocześnie wiedziałam, że ja to masło kupię. Był grudzień, w pracy było naprawdę ciężko, i na pocieszenie wymyśliłam sobie właśnie zakupy w Organique. Bardzo chciałam pierniczkowy balsam do ciała, a kiedy go powąchałam, zapragnęłam go jeszcze bardziej. Niestety ma w składzie wosk pszczeli - więc zrezygnowałam. Po obwąchaniu większości maseł wybrałam masło energizujące z guaraną, masło kawowe i dodatkowo niewielką ilość savon noir na próbę (fajnie, że można kupować na wagę).


Na zakończenie tradycyjnie już lakiery:
- Wibo WOW Effect Matte Glitters nr 1 i Wibo WOW Glamour Sand nr 1 - jeszcze z promocji -40%
- i holosie Smitten Polish: I Never Drink... Wine oraz Enchanted Forest.
Kupiłam też trzymiesięczny zapas skrzypu i pokrzywy fix (hurtem dlatego, by się nie wycofać z kuracji) i od paru dni wieczorem sączę słynną skrzypokrzywę z półlitrowego kubka. I znad tego napoju Was pozdrawiam, życząc miłej reszty weekendu :-)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Jedno konkretne postanowienie noworoczne.

źródło zdjęcia: http://insideout.com/blog/2013/12/29/internet-marketing-resolutions-for-2014/

Lubię robić rozmaite (mniej lub bardziej ambitne) postanowienia nie tylko noworoczne, ale to jedno muszę ogłosić tutaj (ponownie). No kiedyś musi się udać :-)

Nie będę kupowała kosmetyków na zapas!

OK, można się śmiać. Zwłaszcza jak ktoś odszuka moje odpowiedzi na tag "5 noworocznych kosmetycznych postanowień" sprzed 2 (!) lat, odkryje, że umieściłam tam podobne życzenie, a potem poczyta moje zakupowe wpisy :-)
Znowu robię dwa wyjątki - dla lakierów do paznokci (jakieś nałogi trzeba mieć) i dla zakupów za granicą - zwłaszcza w Berlinie, zamierzam nieprzytomnie obkupić się w Alverde! Ale poza tym tylko zaspokajanie bieżących potrzeb. Zbyt często ostatnio natrafiam w szufladach na kosmetyki, o których zdążyłam zapomnieć, i co gorsze - kupić analogiczne.
Za dużo mydeł/żeli pod prysznic. Za dużo balsamów/maseł do ciała. Za dużo kremów i maseczek. Za dużo odżywek/masek do włosów. I tak dalej...
Wiadomo, że jak będę kupować online hydrolat do twarzy, to nie ograniczę się do jednego - nie chcę płacić za często za dostawę. Ale doskonale wiem, z jakimi produktami mam problem (część wymieniłam powyżej)...
Rany, tłumaczę się i szukam wymówek jak rasowy nałogowiec :-D. Ale jak twierdzi moja ulubiona Bridget Jones: badania dowiodły, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo czy władza, tylko dążenie do nieosiągalnych celów. Dla niej była to dieta, z którą właściwie "wygrałam", no to rzucam sobie trudniejsze wyzwanie - kosmetyczny minimalizm!
Jak już przestaniecie się śmiać, to proszę życzyć mi powodzenia :-)

niedziela, 12 stycznia 2014

Dziś - wiadomo, finał WOŚP, ale...

źródło zdjęcia: http://www.thetutuproject.com/support-the-tutu-project/postcards/

... tyle jest innych możliwości, aby pomóc potrzebującym. Czy słyszałyście (słyszeliście) o The Tutu Project? Ja aż do dzisiaj nic. Okazuje się, że nawet lektura niezbyt ambitnego deseru.pl może przynieść jakiś pożytek.
Zauważyłam "wertując" mój ulubiony portal gazeta.pl takie zdanie: Jego żona zachorowała, więc... założył różową spódniczkę i ruszył w świat, żeby rozbawić ją do łez, obok zdjęcie pana z dorodnym brzuszkiem odzianego jedynie w różowe tutu, więc kliknęłam, by poczytać ciąg dalszy.
Fotograf Bob Carey zrobił kiedyś autoportret, by rozbawić żonę - i tak zaczęła się historia fundacji wspierającej kobiety z rakiem piersi. Więcej do poczytania pod powyższym linkiem, na oficjalnej stronie projektu lub na Facebooku.
Ponieważ pomysł na fotografie urzekł mnie totalnie, postanowiłam dołożyć od siebie malutką cegiełkę, kupując pocztówkę z niebieskimi palmami. Są też inne pocztówki, każda po 5 USD. Przesyłka kosztuje 2 USD, jeśli ma się PayPal, zakup zajmuje sekundy. Jeśli namówiłam kogoś z Was - to super :-)
Miłej niedzieli!