Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

sobota, 30 marca 2013

Chwalę się!

źródło zdjęcia: http://powermeals.blogspot.com/2011/02/keep-calm-and-eat-healthy.html

Wczoraj byłam na trzeciej wizycie u pani dietetyk - mniej więcej po miesiącu od poprzedniego spotkania, kiedy otrzymałam szczegółowe zalecenia żywieniowe dostosowane do mnie (przeszłam na weganizm). Zaczęłam przestrzegać jadłospisu 5 marca, nie minął więc nawet pełny miesiąc. Co się okazało?
Zrzuciłam prawie 3 kg, z czego niemal 2,5 kg to tłuszcz! W dodatku najwięcej - ok. 1,6 kg - ubyło z rejonu brzucha :)
Jeszcze dużo pracy przede mną, wciąż się uczę nowego sposobu odżywiania. Chciałabym też zwiększyć masę mięśni (na razie jest bez zmian) i jeszcze w tym roku zmieścić się w dwie pary Levisów kupionych w 2010, kiedy to spektakularnie i drastycznie schudłam, a potem niestety odzyskałam utraconą wagę z nawiązką.
Ale cieszę się z mojego pierwszego sukcesu utraty tłuszczu, a jeszcze bardziej z tego, że bezproblemowo zaczęłam jeść niezwykle racjonalnie, zdrowo i do tego smacznie :). Nieoczekiwanie odkryłam, że jestem fanką utartego surowego buraka :D (np. z jabłkiem lub z rzepą)
Aktywność fizyczna wciąż w stanie uśpienia (niekończąca się zima kompletnie mnie załamała), więc wierzę, że jeśli w końcu zacznę się więcej ruszać, waga jeszcze spadnie. Muszę też lepiej organizować sobie czas - z powodu częstszego przygotowywania posiłków cierpią inne aktywności, np. malowanie paznokci czy pisanie bloga :)
No to się pochwaliłam, a teraz życzę wesołych świąt! Kto ulepił zająca ze śniegu?

przykładowe drugie śniadanie :)


środa, 20 marca 2013

Colour Alike - Złota Nitka

Nie tylko Swatchmena wodzę na pokuszenie internetowymi promocjami, sama oczywiście też im ulegam - skorzystałam więc 8 marca z 20% rabatu w sklepie colorowo.pl. Wybrałam cztery kolory z najnowszej kolekcji LDZ inspirowanej Łodzią (nawiasem pisząc, świetny pomysł na kolekcję, nie mogę się doczekać kolejnych miast!), a jako pierwszy na moich paznokciach wylądował numer 477, czyli Złota Nitka.


Kupiłam go ze względu na nietypowy dla mnie odcień, nie spotkałam takiego wcześniej - a ostatnio staram się unikać wybierania lakierów podobnych do tych, które już mam. Nie mogę go określić słowem innym niż rudy :). I mniej więcej tak wyobrażam sobie konfiturę pomarańczowo-dyniowo-imbirową :)


Zachwycił mnie również stopień krycia - nałożyłam jedną warstwę i uznałam, że wystarczy. Owszem, druga warstwa dodałaby głębi i zapewne przedłużyła trwałość. Owszem, skopałam sprawę i widać w jednym miejscu spory prześwit. Ale i tak uważam, że ta jedna warstwa w razie potrzeby robi nam manicure - a moja nowa dieta czasem wymaga pośpiechu w malowaniu paznokci - zdarza się, że wracam po pracy ok. 22.30 i muszę m.in. naszykować na następny dzień surówkę i ugotować zupę, a wstaję ok. 6. Jeśli do tego uda mi się pomalować paznokcie, to i tak czuję się jak bohaterka :)


Na wszystkich zdjęciach lakier pokryty jest warstwą Poshe (i to ona odpowiada za "wytarte" końcówki - wciąż uczę się, jak tego uniknąć).


Lakiery Colour Alike wciąż lądują u mnie na pierwszym miejscu w kategorii polskich producentów. Stanowczo powinny mieć swoje półki/szafy w stacjonarnych drogeriach!

piątek, 15 marca 2013

Moje nowe uzależnienie - kolczyki cz. 3

Uzależnienie to uzależnienie - znowu kupiłam trochę nowych par. Muszę mieć duży wybór na każdy nastrój i już :)



Pomysłowe aniołki.


 Ceramiczne gwiazdki.


Ceramiczne serduszka od tej samej projektantki, od której mam powyższe gwiazdki.


Każdy mnie pyta, czy to kapsle. Oczywiście :)


Kolczyki z mechanizmów zegarkowych.


Czarne tulipany z przetworzonych butelek PET.


I kolejny odjazdowy pomysł - komputerowe klawisze (można sobie wybrać klawisze i kolor kokardki).
Które spodobały Wam się najbardziej?

środa, 13 marca 2013

Zoya - Chyna

Ruby Pumps z firmy China Glaze i Chyna z Zoyowej kolekcji Pixie Dust w butelkach wyglądają identycznie. Chyna to dla mnie takie teksturowe Ruby Pumps - podczas malowania czerwona baza jest żelkowa i mocno kryjąca - wystarczają dwie warstwy. Trzy spośród poniższych zdjęć robiłam w świetle sztucznym imitującym słoneczne, dwa pozostałe opisałam.
W porównaniu z Zoyą Nyx Chyna wydaje mi się mniej teksturowa (czy to stwierdzenie ma jakiś sens?). Drobinki Nyx tworzyły nierówną linię na wolnej końcówce paznokcia, w przypadku Chyny nie ma tego efektu - jest jakby gładszy, choć wciąż chropowaty. No i Chyna kryje już po dwóch warstwach, a Nyx dopiero po trzech - ciekawa jestem, jak inne kolory z tej serii. Posiadaczki proszone o pokazywanie na blogach :)



zimowe światło dzienne, w tle cholerny śnieg


Czerwone drobinki brokatu w rzeczywistości są bardzo błyszczące, ale na zdjęciach to nie wychodzi. Poniżej nędzna próba uchwycenia rzeczywistego wyglądu lakieru:

tradycyjne światło sztuczne

Z obydwóch moich Pixie Dust jestem zadowolona i nie żałuję zakupu.

poniedziałek, 11 marca 2013

SO' BIO etic - suchy olejek do ciała i zaklinanie wiosny

Jakiś czas temu wpadłam w obsesję zakupienia suchego olejku do ciała, a wcale o to nie tak łatwo. Powiecie teraz: no jak to, a Nuxe? Owszem, ale ja uparłam się na coś tańszego :).
Po co w ogóle był mi potrzebny suchy olejek do ciała? Gdy mam do pracy na ósmą i każda chwila snu jest dla mnie cenna, po prysznicu lubię skorzystać z czegoś, co nakłada się szybko. Dotychczas ukochałam mgiełki do ciała, ale postanowiłam z nich zrezygnować - główny składnik to alkohol, zatem owszem, dają ładny delikatny zapach i efekt odświeżenia, ale działają wysuszająco. (Bezalkoholowe mgiełki do ciała kupić równie trudno jak suche olejki i również nie są tanie).
Poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem, gdy przed Dniem Darmowej Dostawy przeglądałam oferty uczestniczących w akcji sklepów. Kupiłam wtedy sporo, oj sporo - m.in. bohatera dzisiejszej notki.


Czuję się prawdziwą blogową pionierką zachwalając firmę SO' BIO etic, praktycznie nie przewija się ona przez polskie blogi... a szkoda, mam trzy produkty i z każdego jestem zadowolona. Będą następne!
Suchy olejek do ciała ma pojemność 150 ml, po otwarciu należy go zużyć w ciągu 6 miesięcy, wyprodukowano go we Francji, zapłaciłam za niego 39,90 PLN w sklepie damabio.pl

Skład:


100% składników jest pochodzenia naturalnego, 20% pochodzi z rolnictwa ekologicznego. Nietestowany na zwierzętach.
Zapach jest bardzo delikatny. Kolor - bezbarwny, no, może lekko żółtawy, ale to bez znaczenia. 
W nakrętce jest ten prztyczek, który naciskamy z jednej strony, a z drugiej pojawia się otworek dozujący.
(Naprawdę chciałabym, żeby na tę formę zamknięcia była jakaś jednowyrazowa nazwa - a może jest, tylko ja o tym nie wiem?). Forma sprayu ułatwiałaby aplikację, ale wtedy zbyt dużo produktu lądowałoby w powietrzu. 
Wsmarowany w skórę z początku pozostawia uczucie tłustości, ale mija dosłownie parę chwil i już jest wchłonięty do sucha, pozostawiając skórę przyjemnie pachnącą i miłą w dotyku. Co rozumiem przez parę chwil? Po jego nałożeniu nakładam krem do stóp i potem mogę się już ubierać bez obaw o tłuste plamy na odzieży :).
Co do wydajności - cóż, uważam, że to poniekąd sprawa indywidualna. Ponieważ szybko się wchłania, używam go sporo - przypuszczam, że jednorazowo biorę co najmniej 10 ml. Aktualnie pozostało jakieś 1,5 cm olejku licząc od dna butelki i już czuję smutek ;). Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić kolejne opakowanie - a to u mnie najwyższa forma uznania dla kosmetyku :)
Jeśli Cię skusiłam do zakupu - to mam nadzieję, że będziesz równie zadowolona jak ja :)


A co z tytułowym zaklinaniem wiosny? 


Chciałam się pochwalić dzisiejszym manikiurem, bo wyjątkowo ładnie wyszedł. Niestety nie przyniósł efektu i tak dziś wiało, że śnieg padał praktycznie poziomo :).

czwartek, 7 marca 2013

Zoya - Nyx


Lubię wszelkie lakierowe ciekawostki, dlatego nowa teksturowa propozycja intrygowała mnie od momentu wypuszczenia kolekcji Liquid Sand. Ale a) nie darzę szczególną atencją marki OPI; b) nie kupię nic, co podpisała Mariah Carey (bez urazy). Najbardziej ze zdjęć i tak spodobała mi się kolekcja Pixie Dust, upolowałam więc sobie dwie sztuki na eBayu. I chociaż często bywa u mnie tak, że nowo kupiony lakier czeka miesiącami na paznokciową premierę, tutaj oczywiste było, że nie wytrzymam długo.
Dziś Nyx, opisany przez firmę Zoya jako "perfect periwinkle". Według mnie jest stanowczo za szary na to żeby być "periwinkle", owszem, widać tę niebieskofioletowość, ale jest to niebieskofioletowa szarość.
Niestety trzy warstwy są konieczne, w dodatku trzeba się przy nich dobrze postarać (u mnie są pewne prześwity). Możecie też zobaczyć, że drobinki nierównomiernie układają się na końcówce paznokcia (ale da się z tym żyć ;))

 

Mnóstwo srebrnych drobinek brokatu - i dobrze, bo propozycje bez błysku jak np. China Glaze Texture mnie nie przekonują...


Mizerne światło dzienne (na pozostałych zdjęciach - sztuczne). Tu i na pierwszym zdjęciu: trzy warstwy Nyx z wyjątkiem eksperymentu na palcu środkowym - trzy warstwy Zoya Skylar + jedna warstwa Nyx.



palec środkowy - 3 warstwy Skylar, reszta - 3 warstwy Nyx. I pomyśleć, że gdy kupiłam Skylar, pomyślałam, że jest stanowczo zbyt szary :)


Tu Mad eksperymentatorka: kciuk 3xNyx, wskazujący i mały 3xNyx + 2xtopcoat, środkowy 3xSkylar + 1x Nyx + 2xtopcoat, serdeczny 3xNyx + 2xMatteAboutYou. Ale jednak najfajniej wygląda Nyx solo.

Uczucia mam nieco mieszane, ale ostatecznie efekt mi się podoba (i jest ciekawy w dotyku :)). Wszystko wskazuje na to, że nie oprę się pokusie Liberty i Stevie z letniej edycji Pixie Dust...


wtorek, 5 marca 2013

Lush - Snow Fairy Shower Gel

Właśnie  mija pierwszy dzień mojej nowej wegańskiej diety (1800 kcal, ustalonej przez dietetyka). Mam nadzieję, że z czasem moje myśli przestaną bezustannie krążyć wokół jedzenia...tymczasem jednak temat słodkości trafia również na bloga. Chętnie bym teraz zjadła coś, co pachnie tak jak ten żel :)


Snow Fairy to kosmetyk sezonowy - pojawia się tylko przed świętami Bożego Narodzenia. Udało mi się go nabyć za połowę ceny regularnej, gdyż zjawiłam się w Szkocji po świętach i trafiłam na jego wyprzedaż :). 

Skład:
Water, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoamphoacetate, Propylene Glycol, Lauryl Betaine, Perfume, Lactic Acid, Synthetic Musk, Titanium Dioxide, Blue Glitter (Polyethylene terephtalate), Methyl Ionone, Benzyl Benzoate, Colour 45410, Colour 45380, Methylparaben.


Opisy Lush zawsze ma interesujące...Candy floss to znana wszędzie wata cukrowa - obecnie zazwyczaj tak różowa jak ten żel; za czasów mojego dzieciństwa była wyłącznie biała :). Pear drops chyba u nas nie występują? Wikipedia twierdzi, że to brytyjski wynalazek.
Jeśli chodzi o mnie, zapach najbardziej kojarzy mi się z gumą do żucia - taką w dużych różnokolorowych kulkach. Każda pakowana była oddzielnie i wisiały w takich długich paskach, z których sprzedawane były na sztuki. Robią je jeszcze :)? 
W każdym razie zapach megasłodki i mocny, po użyciu tego żelu na długo pozostaje w łazience. I to jest główna zaleta produktu (poza dreszczykiem zadowolenia z posiadania kosmetyku niedostępnego w Polsce - jak Lush otworzy u nas sklep, to już nie będzie to samo ;)), bo generalnie żel jak to żel - pieni się i myje, ja nie oczekuję więcej. A jeśli nie nałożę balsamu, nie dziwię się, że skóra nie jest nawilżona.


Zbędny bajer, czyli dodatek brokatu. Na szczęście jak widać, zalega na dnie butelki i nawet silne wstrząsanie nieszczególnie go stamtąd rusza.
Na nalepce z boku mamy jeszcze dopisek "Believe in fairies". Czy to nie słodkie? Jak to szło..."Wierzycie we wróżki? Jeżeli wierzycie, klaśnijcie w ręce."
I cytatem z Piotrusia Pana żegnam się z Wami, idę rozmyślać o nadchodzącej kolacji :)

niedziela, 3 marca 2013

Nutribiotic - Non-Soap Skin Cleanser, Sensitive Skin

Dawno nie pisałam o jakimkolwiek zakupie z iHerb, więc proszę, mój obecny żel do mycia twarzy - używam go już od co najmniej miesiąca, spokojnie mogę więc wyrazić swoją opinię. Kupiłam go, bo kończył mi się żel Iwostinu z serii Purritin i postanowiłam dla odmiany wziąć coś niededykowanego cerze trądzikowej; szukałam czegoś delikatnego i poszłam za tłumem zadowolonych klientów - jeśli zechcecie zajrzeć na stronę sklepu, zauważycie, że na 481 opinii produkt ten otrzymał 402 oceny bardzo dobre i dobre.


W solidnej plastikowej butelce z pompką mieści się 473 ml żelu. Ja za pompkami nie przepadam, bo zbyt często resztki kosmetyku lubią zasychać u wylotu, ale trzeba przyznać, że aplikacja jest przez to banalnie prosta. Zapłaciłam, uwaga! - ok. 17 PLN :). Używam go zazwyczaj dwa razy dziennie i niewątpliwie używać będę jeszcze bardzo długo...


Żel jest dość rzadki i niemal bezbarwny. Mała ilość wystarcza do umycia całej twarzy.

Skład:
A botanical infusion of sage, coltsfoot, yarrow, balm mint, chamomile, rosemary, althea, wild thyme, horsetail, cucumber, and kelp in purified water; aloe barbadensis; C14-16 olefin sulfonate; disodium MEA-oleamido sulfosuccinate; oleyl betaine; vegetable glycerin; Citricidal® brand grapefruit seed extract; soyamidopropylkonium chloride; panthenol; cocamidopropyl PG-dimonium chloride; allantoin; and citric acid.
- czyli z natury mamy szałwię, podbiał, krwawnik, balm mint = Prostanthera melissifolia (to roślinka z Australii; nie znalazłam polskiej nazwy, może nawet jej nie ma?), rumianek, rozmaryn, prawoślaz, macierzankę piaskową, skrzyp, ogórek, aloes. I wyciąg z pestek grejpfruta. Uff...

Nutribiotic produkuje trzy wersje żelu do oczyszczania twarzy - opisywaną Sensitive oraz Original i Fresh Fruit; pozostałe dwie do przeanalizowania tu (Original) i tu (Fresh Fruit). Dla mojego niewprawnego oka zauważalne są bardziej agresywne detergenty w pierwszej i dodatek substancji zapachowych w drugiej wersji. I ciekawostka - na stronie producenta można kupić te produkty (oraz żele pod prysznic) w megabutlach o pojemności galona, czyli ok. 3,8 l! Fantastyczna sprawa, jeśli ktoś reaguje alergicznie na większość kosmetyków, a ten przypadnie mu do gustu. Jak wyczytałam z opinii, niektórzy stosują ten żel do mycia również ciała i włosów.


Pieni się zaskakująco dobrze. 
Najdziwniejsza sprawa - zapach. Nie czytałam wszystkich 481 opinii, ale część przejrzałam - byłam ciekawa skojarzeń zapachowych. Jedna osoba wyczuwa chlor. Inna - zapach powietrza po długim deszczu. Jeśli chodzi o mnie - kiedyś, kiedy systematycznie chadzałam do kosmetyczki na oczyszczanie twarzy, zawsze miałam potem robioną darsonwalizację. I dla mnie to jest dokładnie ten zapach, czyli wyładowania elektryczne z nutką ozonu :) naprawdę nietypowa woń.


Oczywiście jak większość kosmetyków z iHerb i ten jest cruelty free, bez składników pochodzenia zwierzęcego, nietestowany na zwierzętach.
Według mnie produkt doskonały, jeśli komuś nie przeszkadza dziwaczny zapach (zresztą niezbyt intensywny). Wydajny, śmiesznie tani, oczyszcza dobrze - ale delikatnie, skóra nie "skrzypi" po użyciu. Nie wiem, czy radzi sobie z usunięciem makijażu, bo od lat stosuję żele po uprzednim demakijażu innymi środkami. Nie wiem też, czy piecze po dostaniu się do oczu, bo nigdy nie nakładam piany na powieki. Nie mam też alergicznej skóry - ale reakcje uczuleniowe to i tak kwestia mocno indywidualna, zawsze trzeba przetestować na sobie. Na mojej mało wrażliwej acz przesuszonej kwasami cerze żel sprawdza się znakomicie. Czy kupię ponownie? Może kiedyś, ale po zużyciu tej butli na pewno będę chciała jakiejś odmiany. (No i minusem jest utrudniona dostępność w Polsce, po nim kupię chyba coś dostępnego na miejscu).

piątek, 1 marca 2013

Lutowe zużycia/zakupy

No nie postarałam się w lutym zupełnie...niedokończone resztki kosmetyków pętają się wszędzie i nawet umieszczenie końcówki kremu do rąk w okolicy łóżka nie działa...nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Skromniutkie zużycia:


Bioderma Sebium H2O płyn micelarny - kupiony w supercenie 13 PLN dla porównania z Sensibio; owszem, dobry do demakijażu twarzy ale jednak wolę Sensibio - mogę go używać również do powiek. Sprytna pompka czasem mnie bawi, a czasem drażni - przy nieuważnym naciskaniu często płyn nie wsiąka w wacik lecz ulatuje w powietrze.
- Boots Skin Clear One-Touch Spot Stick - do stosowania miejscowego na wypryski, tani i zaskakująco skuteczny; zakupu jednak nie powtórzę (na stronie Boots jest nowa wersja 6 ml, mój miał 8 ml) - czy to z powodu wielomiesięcznego stosowania kremów z kwasami, czy to z powodu starzenia skóry :) praktycznie na mej twarzy nie wyskakują żadne przykre niespodzianki (mam nadzieję, że pisząc to nie wywołam wilka z lasu...)
- Lush żel pod prysznic Grass - piękny zapach, dla mnie jak chatka czarownicy na wyjątkowo podmokłych bagnach. Zdecydowanie muszę mieć zawsze chociaż jeden żel pod prysznic z Lush - lubię, kiedy po prysznicu intensywny zapach żelu zostaje w łazience. 
- Alverde żel pod prysznic grejpfrut&bambus - polski sklep Lush podobno już coraz bliżej, drogeria DM pozostaje w strefie marzeń...a szkoda, lubię kosmetyki Alverde. Żele może mało wydajne, ale przyjemnie pachnące. I chyba jednak wolę, jak żel jest bezbarwny :)
Babydream für Mama Wohlfül-Bad - balsam do kąpieli - u mnie pełnił funkcję szamponu. Obecnie do kupienia w nowym opakowaniu. Uwielbiam zapach tej serii, ale odkąd do mycia włosów wolę Facelle, już nie muszę na ten produkt polować w Rossmannie - wystarczy mi oliwka, którą zresztą znacznie łatwiej kupić.

I to niestety tyle. Przybyło znacznie więcej:


- hurtowy zakup płynu do mycia Facelle - trzy sztuki wersji Sensitive i dwie Fresh dla odmiany. Już pisałam, ale się powtórzę - doskonały szampon do częstego mycia/żel pod prysznic/żel do higieny intymnej/żel do mycia twarzy/płyn do prania pędzli :D
- olej z orzechów włoskich - kupiony specjalnie dla marchewkowego ciasta z bloga Moje Wypieki, które rzeczywiście jest doskonałe! Po otwarciu olej należy zużyć w ciągu 4 tygodni, z pewnością więc wyląduje na moich włosach (rzadko biorę się za pieczenie ciast, chociaż muszę też wypróbować ten olej w muffinkach).


- lakierowe zakupy z transdesign: LeChat Electric Masquerade, China Glaze Shape Shifter, Orly Smolder, Ruby Wing Festival, Seche Vite topcoat (podejście nr 2 - może tym razem pokonam "kurczący się" lakier...)
- fioletowy i szary "zamsz do paznokci" z allegro. Jeszcze nie testowany.


- to nie zakupy, ale upominek od mojej Lakierowej Wróżki - bardzo dziękuję :-*. Opierałam się długo lakierom Jolly Jewels, ale najwyraźniej są nieuniknionym przeznaczeniem każdej lakieromaniaczki - nowe odcienie też są całkiem interesujące i chyba się skuszę...


I na zakończenie moje totalne szaleństwo w perfumerii Lulua. Mój wymarzony flakon Avignon i próbkowy obłęd - tu mnie trochę poniosło, ale co tam, urodziny w lutym miałam! To prezent ode mnie dla mnie :) Ciekawe, czy w którymś zapachu się zakocham - mam nadzieję, że nie w najdroższym...