...a dermatologa nie ma :D
Serio, serio!
źródło: komiksomania.pl
Słowem wstępu:
Nie lubię chodzić do lekarzy, robię to rzadko i zazwyczaj dopiero w razie ekstremalnej konieczności. Wiem, że to źle. I że powinno się systematycznie robić liczne badania kontrolne. Teorię znam, w praktyce ją lekceważę i czasem wybranie się do lekarza zajmuje mi całe lata. Czasem mam zrywy i załatwiam hurtem kilka wizyt/badań, żeby później znów miesiącami unikać lekarzy.
Koleżanka opowiadała mi o pewnej pani dermatolog w samych superlatywach, z opowieści wynikało, że entuzjastycznie bada ona znamiona i inne wynaturzenia skóry, obeznana jest też w temacie problemów "twarzowych", no, co tu dużo pisać - postanowiłam też do niej iść. Zwłaszcza jak przypadkiem odkryłam, że nie muszę na wizytę jechać do innej dzielnicy - raz w tygodniu p. doktor przyjmuje na Ursynowie. We wtorki wieczorem. Prawie zawsze pracuję we wtorki na drugą zmianę i niezbyt mogę się zamieniać, ale wyjątkowo dziś zostałam wpisana na poranną zmianę. Dlatego tydzień temu zapisałam się na wizytę na godz. 18. Chciałam kontrolnie pokazać swoje pieprzyki, paznokcie i przebarwienia.
Dochodzę do sedna:
Żeby iść na wizytę, musiałam się oczywiście przygotować:
- w miarę szybko wyjść z pracy i pójść prosto do domu
- zjeść szybki obiad
- zmyć lakier z paznokci
- wziąć prysznic i przebrać się w czyste ciuchy
- zmyć makijaż i nałożyć krem
- wyjść z domu bez grama makijażu! (nie lubię)
- wyjść z domu z niepomalowanymi paznokciami!( lakieroholiczki rozumieją...)
żeby po wejściu do przychodni usłyszeć: "pani doktor dzisiaj nie ma, nie mieliśmy pani numeru telefonu, żeby powiadomić" (szczególik, że nikt nie prosił mnie o podanie numeru, gdy się zapisywałam).
Koniec moich gorzkich żali, ciśnienie już mi opadło, chociaż nie wykluczam, że za chwilę w ramach pocieszenia zamówię kolejną parę kolczyków (moje nowe uzależnienie :))
Ponieważ w każdym zdarzeniu trzeba szukać pozytywów, znalazłam dwa:
- ok. 40-minutowy spacer z pewnością był dla mnie dobry
- zaoszczędziłam kasę - bo do tej placówki już nie wrócę; mam w pracy ubezpieczenie medyczne, więc kiedy znów się zmobilizuję do umówienia na wizytę, poszukam wśród lekarzy, do których mogę iść za free...
Uch, całkowicie rozumiem Twoje zdenerwowanie... Nie lubię chodzić po lekarzach, bo zawsze kończy się to podniesionym ciśnieniem.
OdpowiedzUsuńSama dzisiaj mam nienajlepszy dzień, a jeszcze przed chwilą nastąpiło totalne rozwalenie systemu i najchętniej zaczęłabym uderzać głową w ścianę (lepiej nie pytaj...).
Mam zdecydowanie dość dzisiejszego dnia :/
Dzień na szczęście już się kończy, mam nadzieję, że jutro będzie lepiej...ech, trzeba chyba zacząć biegać m.in. dla rozładowania - a i inne korzyści będą :)
UsuńWiesz co, to nawet dobry pomysł jest. Może gdybym nie mogła już po chwili złapać tchu, co z moją kondycją jest więcej niż pewne :D, odeszłaby mi ochota na odreagowywanie w inny, mniej korzystny sposób...
UsuńEhhh, czyli statystycznie na każdą musi paść, choć raz w życiu. Szkoda. Ja w ten sposób zmieniłam istatnio dentystę: czekałam pod gabinetem ponad 20 min., podczas gdy pani dent z pacjentką sobie konwersowały. Przy otwartych drzwiach, żeby nie było...
OdpowiedzUsuńTeż ciekawie, cholera! Aż mi się przypomniała moja ostatnia zmiana dentysty - byłam umówiona do pana chirurga w jego ostatni dzień przed urlopem na usunięcie zęba, a pan chirurg postanowił jednak nie przyjść. Ale tym sposobem znalazłam nowe przyjemne miejsce 2 minuty od domu :)
UsuńJa też nie lubię takich sytuacji... Kiedyś przyszłam do dentystki, żeby po 1,5 h czekania dowiedzieć się, że jednak nie przyjdzie... Żeby było zabawniej, nie poszłam na obowiązkowy wykład i kazałam się dopisać.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Twój poziom wkurzenia! Gdybym na tę moją wizytę wzięła dzień urlopu, chyba by mnie coś trafiło...
UsuńSkąd ja to znam.... Teraz potrafię dzwonić i pytać się tym bardziej, że moja dermatolog nie prowadzi prywatnej praktyki więc jestem skazana na NZOZ. W chwili obecnej nie mam polskiego ubezpieczenia i zostałam mile zaskoczona, że nie zdzierają za wizytę jak większość prywatnych gabinetów. Miło :) Liczę, że ta tendencja się utrzyma.
OdpowiedzUsuńSłusznie robisz! Też rano tam dzwoniłam, ale niestety długo nie odbierali, a w pracy nie miałam czasu wisieć na słuchawce.
UsuńBez makijażu i paznokci zrobionych... brrr....
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dożyjemy czasów, gdy przy najmniej w prywatnych przychodniach będą hołdować zasadzie "nasz klient - nasz pan" >_<
Mnie kiedyś załatwiła babka w recepcji ośrodka, w którym mój neurolog przyjmuje. Rano w słuchawkę odpowiedziała "tak, pani neurolog dzisiaj przyjmuje". Jak się doczłapałam z rwą kulszową (ból od tyłka do dużego palca u nogi, którego nawet największemu wrogowi nie życzę) na tą 12:30, to się dowiedziałam, że owszem pani neurolog była, ale już poszła, bo zmienili na dzisiaj godziny przyjęć na poranne. Gdyby mnie tak nie bolało, to doszłoby do rękoczynów.
I tak spokojnie to przyjęłaś, kiedyś zrobiłam awanturę na pół przychodni i znalazła się lekarka, która mnie przyjęła. Ale inna sprawa, że był to lekarz ogólny :)
OdpowiedzUsuńZatkało mnie po prostu. Odpowiedziałam tylko na uwagę o braku możliwości kontaktu ze mną, że nikt mnie nie pytał o nr tel. przy zapisie, potem dodałam jeszcze odruchowo dziękuję (nie wiem za co), do widzenia i poszłam. Ale jestem z tych, co nic nie mówią, za to wychodzą i omijają dane miejsce szerokim łukiem :)
Usuń