Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

środa, 31 lipca 2013

Models Own - Candy's Pink

To mój kolejny lakier z serii Models Own Pro, pierwszy pokazywałam ponad rok temu tutaj. Nie widzę ich w firmowym sklepie internetowym, więc całkiem możliwe, że są już niedostępne (miały zresztą napis Limited Edition). Niewielka strata, były droższe od zwykłych Modelek o całe 3 funty, a komfort aplikacji pozostawia wiele do życzenia. Barbiowy róż co prawda i tak nakładało się lepiej niż miętę, ale szału nie było - pierwsza warstwa bardzo smużyła; najlepiej kłaść lakier zdecydowanymi pociągnięciami i to tak maks trzema, i oby bez żadnych poprawek, bo wtedy tworzą się nierówności i prześwity. Druga warstwa trochę polepszyła efekt, ale i tak z bliska widać że jest bardzo nierównomiernie. W dodatku lakier jest dość gęsty i nawet gdybym chciała, cienkich trzech warstw nie udałoby się mi nałożyć. Poza tym spokojnie można znaleźć podobny (albo i identyczny) cukierkowy różyk z innej firmy, będzie albo tańszy, albo lepszy w aplikacji (albo i jedno i drugie).

w sztucznym świetle bez topcoatu

 j.w.

 plus Seche Vite, w słońcu

i również z SV w cieniu

poniedziałek, 29 lipca 2013

Golden Rose Holiday - 55

To mój lakierowy wybór na dzisiejszy dzień - chciałam mieć na paznokciach coś, co chociaż trochę kojarzy się z czymś oszronionym albo zmrożonym :). Piękny piasek od Golden Rose - niebieskość (wpadająca w szarość, szczególnie w cieniu) przeplatana ze srebrem. Łatwo nałożyć cieniutkie warstwy, dałam więc trzy (można też dwie grubsze). Kolejne warstwy wysychały błyskawicznie. Ogólnie cudo :). W pracy lakier doczekał się komplementu i porównania do spranego dżinsu. Jedno malutkie "ale" - wolałabym go bez tych większych kawałków srebrnego brokatu, wystarczyłby sam pyłek. Maruda ze mnie :). Tak naprawdę go uwielbiam (i tę chropowatą fakturę) i bardzo polecam!

 w sztucznym świetle

 tu też w sztucznym

 i kciuk w sztucznym świetle :)

 tu w drodze do pracy o poranku, cień

a tu po pracy w słońcu (nie chcę wiedzieć, w jakiej temperaturze...)

wtorek, 23 lipca 2013

Pożyczone od Mamy: Lancome Vernis Triple Tenue - 122

Wygląda na to, że to jeden z ulubionych lakierów mojej mamy - zużyte ponad pół butelki :). Trzeba też oddać ukłon w stronę firmy Lancome, gdyż konsystencja jest wciąż oszałamiająco płynna, zero zgęstnienia - ale chyba znaczenie ma też kwestia koloru. Koloru tu właściwie nie ma, lakier jest mlecznoróżowy i bardzo przejrzysty, typowo frenczowy lub do poprawienia wyglądu paznokci - udają naturalne, ale są nieco ładniejsze i bardziej błyszczące. Maluje się nim bardzo łatwo, ale wszelkie mankamenty i tak trudno zauważyć. Totalnie nie moja bajka, cieszę się, że nie mam pracy zezwalającej wyłącznie na taki manicure. Lakier wraca do właścicielki :)

W świetle sztucznym, dwie warstwy bez topcoatu:



W świetle dziennym, z topem Seche Vite (który modelowo skurczył po bokach drugą warstwę lakieru, ale przy takim "kolorze" i tak tego nie widać):



sobota, 20 lipca 2013

Nails inc. - You're a Peach

Trochę zazdroszczę mieszkankom UK kosmetycznych dodatków do gazet - praktycznie co miesiąc mają spory wybór upominków do każdego urodowego czasopisma :). Ja już co prawda właściwie gazet nie kupuję (jedyne słuszne źródło prawdy o kosmetykach to dla mnie internet, ze szczególnym naciskiem na blogi), ale będąc w Liverpoolu skusiłam się na egzemplarz InStyle z gratisowym lakierem nails inc. Z trzech dostępnych kolorów wybrałam brzoskwinię.


Nie mam dużego doświadczenia w malowaniu pastelami - wydaje mi się, że najlepiej nakładać lakier szybko, pewnie i jak najmniejszą ilością pociągnięć po paznokciu. I chyba w tym przypadku trzy cieńsze warstwy. Moje warstwy zazwyczaj są grube, więc dałam dwie - mogłoby to lepiej wyglądać. Zdjęcie nad i pod tym akapitem to lakier bez topu w sztucznym świetle.


To taka standardowa brzoskwinia, nic szczególnego. Ale to mój pierwszy lakier nails inc., więc cieszę się, że trafił do mojej kolekcji.
A na koniec już w świetle dziennym i z warstwą Seche Vite.


sobota, 13 lipca 2013

Mad w kuchni odc. 6 - ukochany obiad :)

Trwa sezon na cukinię, którą uwielbiam i niedawno wiedziona natchnieniem dodałam do niej suszone pomidory. Bingo! Zasmakowało mi to połączenie niezmiernie i powtarzam je bardzo często - jeszcze mi się nie znudziło, zwłaszcza że można tu wprowadzać modyfikacje :)


Składniki uwzględniające zalecenia mojej diety :):
- makaron (najlepiej razowy) 50 g
- cukinia (im mniejsza, tym lepsza w smaku) ok. 300 g
- kilka suszonych pomidorów w oleju (lubię te z firmy Iposea)
- przyprawy według uznania - ja daję sól, ostre chili, pieprz
- 70 g tofu
- dowolne strączkowe 80 g (waga suchego produktu) - na zdjęciu akurat czerwona fasolka, ale najczęściej daję soczewicę

Gotuję makaron. Podsmażam tofu pokrojone na małe kawałeczki. Cukinię pokrojoną w półplasterki smażę do miękkości, pod koniec smażenia dodając drobno posiekane suszone pomidory i przyprawy. Mieszam wszystko razem z ugotowanymi strączkowymi i gotowe :)

Taki obiad dostarcza mi zalecanej dobowej porcji tofu, strączkowych i niecałej racji warzyw/owoców (których codziennie wcinam ok. 750 g). Poza tym jest obłędnie smaczny i wygodny do zjedzenia w pracy - całość zabieramy w jednym pojemniczku. W ciągu ostatnich dni jadłam go już kilkanaście razy i sama zastanawiam się, czy może mi się znudzić - na razie nic na to nie wskazuje! Dzisiaj znów szykuję coś podobnego (po raz pierwszy z fasolką carilla) i już się nie mogę doczekać :)
Lubicie cukinię?

poniedziałek, 8 lipca 2013

Lush - Cupcake Fresh Face Mask

W styczniu tego roku recenzowałam jedną z tzw. "świeżych maseczek" firmy Lush (kto nie widział a ciekawy może kliknąć) i postanowiłam przetestować też inne wersje. Niestety o polskiej filii Lush nadal ani słychu, a maseczek nie da się kupić na zapas - należy je zużyć w ciągu czterech tygodni od daty produkcji. W sumie jest ich dziewięć rodzajów, więc wybór spory. Jednak w tzw. międzyczasie przeszłam na weganizm i staram się przestrzegać go również kosmetycznie - możliwości kupna od razu skurczyły mi się raptem do trzech sztuk (dzisiejszy bohater Cupcake, wypróbowany już Oatifix oraz Catastrophe Cosmetic - na mojej wishlist :)). Lush lubi ładować miód do maseczek, a czasem nawet jajka :)


Zatem Cupcake. 75 g w  typowym dla Lusha czarnym opakowaniu (którego absolutnie nie wyrzucamy po osiągnięciu denka - starannie myjemy i wrzucamy do szuflady w nadziei na to,  że uda nam się skompletować 5 sztuk a potem znów wyjechać gdzieś, gdzie jest Lush - i wtedy za te 5 pustych pudełek dostaniemy gratis wybraną świeżą maseczkę). Kolor brązowy, wizualnie kojarzyć się może z roztopioną czekoladą (można też mieć bardziej turpistyczne skojarzenia, ale po co :)) . Zapach baaardzo mocno kakaowy z nutką wanilii. Nakłada się łatwo i bez trudu można nałożyć cieńszą warstwę niż Oatifix, co przekłada się na wydajność - nie liczyłam aplikacji, ale na pewno było ich więcej - ale marna to zaleta, gdyż nie wyrobiłam się z zużyciem w ciągu przepisowych czterech tygodni, i jako kosmetyczna ryzykantka stosowałam ją również nieco później - na szczęście nie odczułam żadnej różnicy w jakości.
Zdjęcie firmowe jak zwykle kuszące i apetyczne:

źródło zdjęcia: https://www.lush.co.uk/product/105/Cupcake-Fresh-Face-Mask

Lush przedstawia maseczkę Cupcake jako propozycję dla młodszych cer. Dosłownie z opakowania: "czekoladowe niebo dla tłustej i nastoletniej cery". Ja wiedziałam, że ta maska nie jest już dla mnie, ale chciałam ją raz w życiu przetestować, a czasu już nie cofnę...poza tym mam przetłuszczającą się strefę T. Obietnice działania są zresztą dość uniwersalne: siemię lniane ma uczynić skórę odżywioną i miękką, mięta tonizować, masło kakaowe nawilżyć, glinka rhassoul pochłonąć sebum i głęboko oczyścić.

Składniki:


Maseczkę wyjmujemy z lodówki (gdzie musi być przechowywana), nakładamy na twarz na 5 do 10 minut i zmywamy ciepłą wodą. Następnie obserwujemy efekty. No i niestety szału nie ma :(. Cera była owszem, przyjemniejsza w dotyku, trochę gładsza, trochę zmiękczona i ogólnie trochę bardziej ;) ale to wciąż za mało, by się zachwycić...zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce nie da się kupić, a kosztuje toto prawie 6 funtów. Przy czym ponownie zaznaczam, że do grupy docelowej to ja już nie należę - być może jakaś nastolatka o tłustej cerze z wypryskami byłaby wniebowzięta. Ja Cupcake spróbowałam raz, nie żałuję, ale więcej nie kupię - czeka na mnie Catastrophe Cosmetics, a w razie czego chętnie powtórzę Oatifix - która jest bardziej odżywcza niż oczyszczająca. Jeśli ktoś szuka maseczki oczyszczającej - polecam Mask of Magnaminty (z gamy zwykłych maseczek Lush, nie tych "fresh") - uważam, że jest bardzo, bardzo dobra; niestety muszę poszukać wegańskiego zamiennika (znów ten miód...)
A na zakończenie, akurat przed północą...
Boo! :D