Jakiś czas temu wpadłam w obsesję zakupienia suchego olejku do ciała, a wcale o to nie tak łatwo. Powiecie teraz: no jak to, a Nuxe? Owszem, ale ja uparłam się na coś tańszego :).
Po co w ogóle był mi potrzebny suchy olejek do ciała? Gdy mam do pracy na ósmą i każda chwila snu jest dla mnie cenna, po prysznicu lubię skorzystać z czegoś, co nakłada się szybko. Dotychczas ukochałam mgiełki do ciała, ale postanowiłam z nich zrezygnować - główny składnik to alkohol, zatem owszem, dają ładny delikatny zapach i efekt odświeżenia, ale działają wysuszająco. (Bezalkoholowe mgiełki do ciała kupić równie trudno jak suche olejki i również nie są tanie).
Poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem, gdy przed Dniem Darmowej Dostawy przeglądałam oferty uczestniczących w akcji sklepów. Kupiłam wtedy sporo, oj sporo - m.in. bohatera dzisiejszej notki.
Czuję się prawdziwą blogową pionierką zachwalając firmę SO' BIO etic, praktycznie nie przewija się ona przez polskie blogi... a szkoda, mam trzy produkty i z każdego jestem zadowolona. Będą następne!
Suchy olejek do ciała ma pojemność 150 ml, po otwarciu należy go zużyć w ciągu 6 miesięcy, wyprodukowano go we Francji, zapłaciłam za niego 39,90 PLN w sklepie damabio.pl.
Skład:
100% składników jest pochodzenia naturalnego, 20% pochodzi z rolnictwa ekologicznego. Nietestowany na zwierzętach.
Zapach jest bardzo delikatny. Kolor - bezbarwny, no, może lekko żółtawy, ale to bez znaczenia.
W nakrętce jest ten prztyczek, który naciskamy z jednej strony, a z drugiej pojawia się otworek dozujący.
(Naprawdę chciałabym, żeby na tę formę zamknięcia była jakaś jednowyrazowa nazwa - a może jest, tylko ja o tym nie wiem?). Forma sprayu ułatwiałaby aplikację, ale wtedy zbyt dużo produktu lądowałoby w powietrzu.
Wsmarowany w skórę z początku pozostawia uczucie tłustości, ale mija dosłownie parę chwil i już jest wchłonięty do sucha, pozostawiając skórę przyjemnie pachnącą i miłą w dotyku. Co rozumiem przez parę chwil? Po jego nałożeniu nakładam krem do stóp i potem mogę się już ubierać bez obaw o tłuste plamy na odzieży :).
Co do wydajności - cóż, uważam, że to poniekąd sprawa indywidualna. Ponieważ szybko się wchłania, używam go sporo - przypuszczam, że jednorazowo biorę co najmniej 10 ml. Aktualnie pozostało jakieś 1,5 cm olejku licząc od dna butelki i już czuję smutek ;). Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić kolejne opakowanie - a to u mnie najwyższa forma uznania dla kosmetyku :)
Jeśli Cię skusiłam do zakupu - to mam nadzieję, że będziesz równie zadowolona jak ja :)
A co z tytułowym zaklinaniem wiosny?
Chciałam się pochwalić dzisiejszym manikiurem, bo wyjątkowo ładnie wyszedł. Niestety nie przyniósł efektu i tak dziś wiało, że śnieg padał praktycznie poziomo :).
I wiało i mróz był :(
OdpowiedzUsuńA ja znowu chora.
Bo trzeba wyleżeć, a nie chodzić do pracy :(
UsuńŻyczę dużo zdrowia!
Co to za brokatowe cudeńko masz na paznokciach? :3
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o olejki, nigdy czegoś takiego nie stosowałam ale czytając na blogach chyba powinnam zacząć bo moja skóra woła o pomstę do mnieba i nawilżenie po zimie
Lynnderella - Connect the Dots :)
UsuńJa się przymierzam do kupna wody micelarnej do demakijażu tej firmy, czekam tylko aż wykończę ukochaną Biodermę. Ciekawa jestem, jak się sprawdzi :)
OdpowiedzUsuńWodę mam nagietkową i ją uwielbiam - przez chwilę używałam jednocześnie ją i kończące się Sensibio i miałam nawet wrażenie, że SoBioEtic dokładniej oczyszcza. Ale jako że lubię odmianę, następną wezmę z aloesem :)
UsuńJa właśnie myślałam o tej aloesowej, bo wydaje się dobra dla mojej wrażliwej cery. Cieszę się, że znalazłam Twoją opinię, bo nie lubię kupować czegoś całkiem w ciemno :)
UsuńA ja czasem lubię zaryzykować, no ale ja niewrażliwiec jestem. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!
Usuń