Denko w tym miesiącu wyłącznie pourlopowe - sfotografowane na balkonie chorwackiego hoteliku. W domu zostało mnóstwo prawie-skończonych kosmetyków, więc wszystko wskazuje na to, że zużycia październikowe będą obfitsze :-). Muszę "tylko" powstrzymać swoje upodobanie do testowania nowych zakupów :-D
Część denkowa trochę powtórzy się z zakupową - parę nowości poszło od razu do użycia.
No to lecę:
- Facelle płyn do mycia wersja Sensitive - na urlopie to kosmetyk wieloczynnościowy, robił za szampon, żel pod prysznic, żel do mycia twarzy, żel do higieny intymnej i żel do mycia dłoni. Planowałam też w nim prać ciuchy, ale ostatecznie do tego posłużyły darmowe hotelowe saszetki żelu myjącego. Widziałam, że pojawiła się pianka Facelle - muszę przetestować :-)
- Balea płyn do kąpieli o zapachu czarnej porzeczki - bardzo się starałam opróżnić te pół litra w niecałe dwa tygodnie i udało się. Do wanny lałam bez zahamowań, używałam też pod prysznicem i do mycia dłoni. Spoko produkt, obfita piana w wannie trzymała się długo, zapach nie tak intensywny jak w przypadku Lush np. ale wyczuwalny. Gdyby nie pośpiech przy zakupach, to wybrałabym coś innego, bo przeoczyłam w nazwie mleczne proteiny.
- Iwostin woda termalna - otrzymana kiedyś jako gratis do zakupów; na pewno nie kupię, bo daje zbyt silny strumień - najgorsza z wód, jakie miałam.
- dwie saszetki soli do kąpieli Balea - jak to przetłumaczyć? relaksujący jaśmin i kojące kwiatki? niestety porażka - bardzo lekko barwiły wodę, słabo pachniały i tyle samo relaksu dałoby mi leżenie w czystej ciepłej wodzie. Odradzam - no chyba, że ktoś bardzo chce, bo są tanie i można wypróbować.
- połówka saszetkowej maseczki
Balea wygranej rok temu (!) w rozdaniu u
Sweet & Punchy - wygląda na to, że potrzebuję urlopu, by pamiętać o maseczkach :-), w warunkach domowych zbyt często leżą odłogiem.
- miniaturowy płyn do kąpieli Camellia to część zestawu, kupionego dawno temu w Marks & Spencer. Z uroków wanny korzystam tylko w hotelach, więc chciałam mieć wybór różnych zapachów. Podobny przeciętniak jak porzeczkowa Balea, wytwarza dużo piany i pachnie, ale niezbyt mocno (a ja lubię, jak w łazience czuć kosmetyk nawet po zakończonej kąpieli).
- tusz do rzęs La Roche Posay Respectissime Densifieur - używałam od paru miesięcy, wzięłam specjalnie do porzucenia. Nie polubiłam go, za często zlepiał mi rzęsy - chyba że przed nałożeniem wytarłam szczoteczkę z nadmiaru tuszu, a zazwyczaj nie chciało mi się tak bawić.
- olej kokosowy BIO PLANETE - mój pierwszy słoiczek 200 ml, teraz zaczynam drugi 400 ml. Lubię! Służył mi jako balsam do ciała/dłoni i do olejowania włosów.
- Dr Muller Panthenol Mleczko 7% - w domu stosowałam po depilacji, resztkę wzięłam na urlop do smarowania ciała po opalaniu. Trochę dziwnie pachnie, ale dla mnie to bardziej lek niż kosmetyk, więc nie zwracam na to uwagi.
- Lierac Sunific Extreme SPF 50+ mleczko do ciała - prawdę mówiąc myślałam, że zużyję dużo więcej filtrów i wzięłam ze sobą małą armię :-) tymczasem zdenkowałam tylko tę butelkę. Sprawdził się doskonale, zero uszczerbku posłonecznego, aplikacja bez zarzutu. Trzeba tylko uważać w transporcie, bo lekkie obluzowanie zakrętki skutkuje wylaniem części produktu. Najlepiej zalepić taśmą, no ale mądra jestem po szkodzie :-)
To pierwsze pośpieszne zakupy w dm - jak tylko zobaczyłam tę drogerię, od razu do niej popędziłam, starówka w Dubrowniku mogła chwilę zaczekać ;-). Wiedziałam już, że mam w hotelu wannę, więc musiałam się przygotować na wieczorne wylegiwanie. Powtarza się tu z zużyciowego zdjęcia płyn do kąpieli Balea i dwie saszetki soli, pozostałe dwie (grejpfrutową i kwiatową) przywiozłam do domu. Żel pod prysznic Alverde miętowo-bergamotkowy pachnie świetnie, orzeźwiająco i na urlopie doskonale się sprawdzał.
To już dłuższe zwiedzanie kolejnej drogerii dm - jak widać, przy marce Alverde rozum mnie opuścił :-D. Cichy głos rozsądku przypominał o 20-kilogramowym limicie bagażu i tylko to mnie powstrzymało przed wykupieniem większości asortymentu. Wzięłam więc pięć olejów z przeznaczeniem ciało/włosy (chyba tylko z jednej wersji zrezygnowałam, nie pamiętam jakiej, ale uznałam, że będzie miała nieładny zapach), masło do ciała macadamia-karite, pomadkę ochronną wanilia-mandarynka, dwa kolejne żele pod prysznic - frangipani i wanilia-mandarynka (pierwszy z lewej zignorujcie, to ten sam co na zdjęciu z pierwszych zakupów), balsam do włosów cytryna-morela, balsam do stóp sosna-limetka, odżywkę do rzęs i dezodorant w kulce Balea (bo chyba Alverde nie było :-)). Kilka produktów już wypróbowałam i jestem zachwycona, dlatego nie zawaham się tego napisać - chcę więcej :-)
A to zakupy z chorwackiej drogerii Kozmo (też bardzo fajne miejsce z ciekawym asortymentem) - dwa produkty holenderskiej marki Mades Cosmetics z serii Spa by Bathique: mleczko do ciała lawendowo-anyżowe (nie przepadam za anyżem i przyznam, że kupując nie zauważyłam tego składnika, a lawendę lubię...jednak to połączenie zaskakująco dobrze się sprawdza) i mus do ciała werbenowo-imbirowy; myślałam, że skoro mus, to będzie lekki i szybko wchłaniający się, przez co idealny na lato - jednak pozostawia wyczuwalny film na skórze, więc na gorące dni jak dla mnie za ciężki.
I efekt wizyty w sklepiku typowo pamiątkarskim - chorwackie kosmetyki firmy Aromatica - mydło lawendowe, mydło rozmarynowe, maleńki balsam lawendowy (ja planuję używać go do pielęgnacji skórek).
Na koniec lakierowo: koleżanka wizytowała Szkocję, więc poprosiłam o dwa brokatowe Models Own - Dancing Queen i Ibiza Mix; z urlopu przywiozłam również (tylko) dwa lakiery - chorwacki Pastel nr 82 (gama kolorów ładna, ale raczej standardowa) i glitterowy Essence More Than Silver z cieniuśkim pędzelkiem do wzorków. Ach, no i w końcu Helmer, żeby trzymać moją lakierową gromadkę w jednym miejscu i z dala od ludzkich oczu - kolejne komentarze pełne szoku są mi niepotrzebne! Helmerek wciąż leży w kartonie i czeka - nie znalazłam jeszcze dla niego czasu, może w ten weekend :-)