Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

sobota, 2 listopada 2013

Październikowe zużycia/zakupy

Miało być lepiej, a wyszło jak zawsze :-) znów nie pozostaje mi nic innego jak napisać, że mogłam zdenkować więcej, a kupić mniej. Ale trzeba dążyć do doskonałości ;-)
(Nie tak małe) zużycia ubiegłego miesiąca:


- Alterra mydło pomarańczowe - kostki z tej firmy uważam za bardzo udane i z pewnością kupię kolejne; ten wariant zapachowy to mój faworyt.
- Balea żele pod prysznic Pitaya i Splashy Kiwi: sympatyczne myjadła (przy czym kiwi bardziej :-)) i warto spróbować, ale jeśli chodzi o asortyment drogerii DM, to serce oddałam produktom Alverde.
Bentley Organic żel pod prysznic z cynamonem, słodką pomarańczą i goździkami - cudowny, zimowy zapach (jak dla mnie mógłby być bardziej intensywny), goździki wybijały się na pierwszy plan. Skład bez SLS, SLES i takich tam. Prawdopodobnie jeszcze kiedyś się skuszę na inną wersję.
- Original Source żel pod prysznic Raspberry & Vanilla Milk - tu jak wiemy SLES jest, na szczęście nie szkodzi mi za bardzo; jeśli chcecie poczuć oldskulowe lody śmietankowo-owocowe, to polecam :-)

Denko nr 2:


 - Lactacyd Femina emulsja do higieny intymnej - myślę, że każda z Was ją stosowała, niezwykle popularny produkt :-). Jest OK, ale teraz rozglądam się za zamiennikiem wśród kosmetyków organicznych.
- Facelle płyn do higieny intymnej wersja Fresh - kolejna flaszka zużyta (w przeciwieństwie do Lactacydu niezgodnie z przeznaczeniem), teraz czas kupić w Rossmannie piankę :-)
- żel do mycia twarzy Nutribiotic, opisałam go dokładniej tu. Wszystko super, z wyjątkiem dziwacznego zapachu (kwestia przyzwyczajenia) i utrudnionej dostępności (na paczkę z iHerb trochę się czeka).
- Dr. Organic Aloe Vera Concentrated Cream - miał trochę zbyt gęstą konsystencję (ale nie mam pretensji, "concentrated" w nazwie powinno było mnie ostrzec), ale poza tym byłam zadowolona...chyba w ogóle aloes mi służy. Z chęcią kupię jeszcze coś z tej serii, pamiętam inne kremy - niewątpliwie lżejsze.
- Mad Hippie przeciwzmarszczkowy krem do twarzy - z iHerb, ten z kolei bardzo lekki. Miałam go zrecenzować, ale jakoś nie wyszło...myślę, że byłby idealny dla dziewczyn lat ok. 25 jako pierwszy "mocniejszy" krem. Szybko się wchłaniał, pachniał owocowo, był taki soczysty :-) super, ale niestety nie dla mnie. Jak teraz patrzę na cenę, to ponad 20 dolców za 30 ml...trochę dużo jednak.
Isvara Organics maseczka nawilżająca - opisana o tu. Byłam z niej bardzo zadowolona, ale ponownie - jak patrzę na cenę, to...chyba po prostu odechciało mi się sprowadzać pielęgnację z USA, na miejscu też mam olbrzymi wybór!

No to teraz zakupy:


- moje drugie zamówienie z Biochemii Urody: spodobały mi się hydrolaty w miejsce toników i kupiłam kolejne trzy - kocankę (ma okrutny zapach!), czarną porzeczkę i zieloną herbatę. Do tego oleje: tamanu i śliwkowy, bo naczytałam się o nich wiele dobrego. I peeling enzymatyczny, bo dopiero później przeczytałam, że ten z e-naturalne jest lepszy. Będę musiała się o tym przekonać osobiście :-)


- Stapiz balsam do włosów z olejkiem arganowym - dostałam od fryzjerki i chciałam oddać mojej mamie, bo odżywek mam sporo...ale najpierw zapragnęłam przetestować no i tak mi się spodobał, że go zatrzymałam. Najlepsze, że potem przyjechała rodzicielka, raz go użyła i też skomplementowała - muszę jej kupić :-) dziwi mnie, że na KWC jest tylko 5 opinii...
Avene Ystheal+ krem-żel pod oczy - mam jeszcze zapas kremów i tego nie powinnam kupować. Skusiła mnie bardzo atrakcyjna przecena, a jako wisienka na torcie - gratisowo woda termalna 150 ml i mały płyn micelarny.


Lakierowy szał:
- Orly R.I.P., Coachella Dweller, Teal Unreal
- Zoya Carter, Sunshine (piaski), Hazel, Pepper
- Rainbow Honey 20% Cooler
- Candy Lacquer Tropical Sugar i Candy Crush
- Colour Alike Typografia J, G, C, K oraz GDN Żegnaj laleczko (najwyraźniej uznałam, że wciąż mam za mało czerwieni :-D)

Nie mam pojęcia, kiedy pokażę jakikolwiek lakier...od jakiegoś czasu niestety częściej chodzę z gołą płytką, a jak już pomaluję, to nie mam czasu lub warunków na sfotografowanie. Wstyd mi! Marzę o czasowstrzymywaczu Hermiony Granger :-)
Na zakończenie pochwalę się najważniejszym zakupem listopadowym, wszystkie te kosmetyki wobec niego są nieistotne ;-). To będzie mój czwarty koncert, a jaram się! Jaram się jak nastolatka! To już za tydzień :-)


6 komentarzy:

  1. Dwa ostatnie zdjęcia mnie jarają (w zasadzie to najbardziej przedostatnie). Koncertu zazdraszczam, może nie w kwestii podmiotu lirycznego, ale samej pojary :> U mnie w tej kwestii posucha, cholera :[

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a u mnie ostatnio wyrzut endorfin, Sinead w Kongresowej była super i na Nosowską w Stodole też się cieszę :-)

      Usuń
  2. mnie hydrolat z kocanki podraznial i zaognial naczynla... tak ostrzegam. zapachem tez mojego serca nie zdobyl ;)

    dziekuje za podlinkowanie, milo mi sie zrobilo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pierwsze testy OK, ale dzięki za ostrzeżenie!
      Twoje recenzje budzą moje zaufanie i lubię je czytać, buźka :-*

      Usuń
  3. Też lubie u siebie widok zużytych opakowań. A lakiery...cudne :)

    OdpowiedzUsuń