Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

niedziela, 6 stycznia 2013

Grudniowe zużycia/zakupy

Pracuję nad ograniczeniem swojej skłonności do tworzenia niebotycznych kosmetycznych zapasów, ale znowu mi nie wyszło - udział w tym miały Dzień Darmowej Dostawy, wycieczka do Edynburga i moja słaba silna wola. Cóż, pozostaje mi jedynie bardziej się skoncentrować nad doskonaleniem własnej osoby - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w styczniu kupię tylko zmywacz do paznokci :). W dziedzinie zużywania też mam nad czym popracować - naprawdę muszę przestać porzucać końcówki kosmetyków sięgając po nowości; to bezsensowne i niepotrzebne, w dodatku liczne ponapoczynane opakowania zajmują stanowczo zbyt dużo miejsca i generują bałagan. Słowem, muszę znów poczytać trochę blogów ludzi dążących do minimalizmu...
Tymczasem mój raport zużyć:


Powyżej opakowania porzucone w Edynburgu:
- Alverde żel pod prysznic pigwa i jeżyna - wielkie tak, bardzo polubiłam żele tej marki i kupię kolejne przy najbliższej okazji.
- Original Source żel pod prysznic pomarańcza i imbir - owszem, podzielam pogląd większości blogerek, że te żele pachną słabo, niemniej jednak lubię je i nie przestaną mnie kusić kolejne zapachy - co zresztą udowadniam w części zakupowej.
- La Roche Posay Lipikar AP balsam do ciała - świetny natłuszczacz idealny na zimę, tworzy porządną warstwę ochronną na przesuszonej skórze.
- Bioderma Sensibio H2O płyn micelarny - jedna z wielu zużytych już przeze mnie butelek; uwielbiam i chyba będę wracać, chociaż dla odmiany znalazłam godnego zastępcę, do obejrzenia w części zakupowej.
- Facelle Sensitive płyn do higieny intymnej - mój hit i wyjazdowy niezbędnik. W domu najczęściej myję nim włosy (i wyjątkowo dobrze im to robi), w hotelu - wszystkie części ciała i dodatkowo służy mi do prania. Muszę kupić kilka sztuk w czasie promocji :).
W hotelu szczęśliwie miałam wannę, więc była to okazja do zużycia kąpielowych produktów z aromatella.pl. Rozpuszczeniu uległy: nawilżająca muffinka Leniwa Lawenda, musująca kula Fiołek Parmeński, kremowa kuleczka Pani Marmolada, kremowa babeczka Kwiat Neroli. Ogólne wrażenia pozytywne, chociaż te rozmaite strzępki suszonych kwiatów ładnie wyglądają na produktach, a pływając w wannie tylko przeszkadzają i czasem ciężko je spłukać :).


A to już zużycia domowe:
- Babydream für Mama Wohlfül-Bad - balsam do kąpieli, głównie służył mi jako szampon o ślicznym zapachu. Bardzo trudno go kupić, a ponieważ lepiej moim włosom robi wspomniany wyżej Facelle, nie będę już tak maniakalnie poszukiwać tej różowej butelki - szczęśliwie mam jeszcze jedną w zapasie.
Babydream Kopf-bis-Fuß żel do mycia ciała - ulubiony do mycia dłoni, muszę zaopatrzyć się w kilka sztuk w czasie promocji cenowej.
- Palmolive żel pod prysznic drzewo sandałowe + imbir - ta wersja zapachowa niezbyt przypadła mi do gustu.
- Oleofarm olej lniany - nie udało mi się go wypić przed upłynięciem daty ważności, używałam później do olejowania włosów i maseczek na dłonie - z dużym sukcesem.


tonik Beauty Without Cruelty - świetny produkt w niewysokiej cenie.
- Eris Pharmaceris H szampon wzmacniający - stosowałam raz w tygodniu do mocniejszego oczyszczenia włosów; ładnie pachnie i generalnie byłam zadowolona, ale to chyba od niego swędziała mnie czasem skóra głowy.
- Fruttini mgiełka do ciała brzoskwinia i gruszka - nie polecam, zapach straszliwie sztuczny.

Czas na raport zakupowy - jak pisałam na początku, znów nieźle zaszalałam...


- Original Source zimowa limitka żeli pod prysznic: śliwka i syrop klonowy oraz pomarańcza i lukrecja - bardziej podoba mi się zapach tego drugiego, jest cudownie słodki.
- Lilibe chusteczki nawilżane - kupiłam w przedwyjazdowym amoku i w końcu stwierdziłam, że ich nie wezmę, bo wystarczy mi końcówka Sensibio; chyba przetestuję do demakijażu w domu, nie czekając na kolejny urlop.


Tu zaczyna się żniwo DDD:
- Bandi AHA+PHA krem z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami - to będzie moje drugie opakowanie, do kwaszenia latem.
- SesDerma - Retises 0,05% Eye Contour Cream - aktywny krem regenerujący okolice oczu
- gratisowy upominek od sklepu, w którym kupiłam Retises - musująca gwiazdka do kąpieli. Teraz pozostaje mi tylko znów dorwać wannę...
- Bandi krem z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym.


SO' BIO etic żel pod prysznic Madagaskar - Ylang Ylang Monoi-Tiare
- SO' BIO etic suchy olejek do ciała - wstępne testy bardzo pozytywne. Szkoda tylko, że nie ma atomizera.
SO' BIO etic kojąca woda micelarna do demakijażu z nagietkiem - zastępca Sensibio, absolutna rewelacja!


Tym zdjęciem kończę raportować zakupy z DDD:
- Born to Bio żel pod prysznic fiołek - od dawna kusiły mnie urocze butelki tych żeli :)
Bentley Organic żel pod prysznic z cynamonem, słodką pomarańczą i goździkami
- kostki do masażu Bomb Cosmetics z masła kakaowego: Czekoladowa Terapia, Siódme Niebo i Aksamitna Truskawka.


A tu szkockie zakupy, te z powyższego zdjęcia ustrzelone za pół ceny każdy:
Original Source żel pod prysznic pomarańcza i cynamon
- Batiste suchy szampon - w pierwszych testach wypadł niestety nienajlepiej, ale muszę jeszcze potrenować aplikację.
- Lush żel pod prysznic Snow Fairy
- V05 odżywka do włosów Gloss Me Smoothly.

 

- Lush maseczka oczyszczająca Mask of Magnaminty - moja ukochana, niestety była dostępna tylko w mniejszym słoiczku.
- dlatego dokupiłam Lush maseczkę Oatifix
- i kupiony na lotnisku podkład MAC Pro Longwear - to moje drugie opakowanie, a kupno tego samego podkładu po raz kolejny to u mnie najwyższa forma uznania; wciąż będę szukać ideału, ale ten super stapia się z moją skórą i dobrze kryje, niestety po paru godzinach zaczyna "znikać".


I tradycyjnie na zakończenie coś dla lakieromaniaczek:
- Models Own Freak Out!
- Zoya Blaze i Aurora
- China Glaze Water You Waiting For, It’s a Trap-eze, Glistening Snow.

8 komentarzy:

  1. Patrząc na zakupy i zużycia to wnioskuję, że z zawodu jesteś testerką płynów pod prysznic ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Batiste zafundował mi niezłe kuku na głowie. Nie dla mnie te szampony.

    Zoya godnie się prezentuje :)
    Lush kocham ogromnie i choć nie wszystkie produkty mnie porywają, to wracam regularnie do tej firmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Batiste kupiłam do sporadycznego użytku, ale na razie coś mi nie wychodzi. Nie ma to jak świeżo umyte włosy!
      Kolekcja Ornate jest cudna, kusi mnie jeszcze Storm.
      Lusha nie kocham, ale jakoś zawsze się na coś skuszę :)

      Usuń
  3. Podobają mi się nowe lakiery, już nie mogę się ich doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mam przymusową przerwę w malowaniu, nadłamał mi się paznokieć na kciuku w okropnym miejscu :(

      Usuń
  4. Tez mam przeterminowany olej lniany, mowisz ze daje rade na wlosach...? :)

    OdpowiedzUsuń