Pracuję nad ograniczeniem swojej skłonności do tworzenia niebotycznych kosmetycznych zapasów, ale znowu mi nie wyszło - udział w tym miały Dzień Darmowej Dostawy, wycieczka do Edynburga i moja słaba silna wola. Cóż, pozostaje mi jedynie bardziej się skoncentrować nad doskonaleniem własnej osoby - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w styczniu kupię tylko zmywacz do paznokci :). W dziedzinie zużywania też mam nad czym popracować - naprawdę muszę przestać porzucać końcówki kosmetyków sięgając po nowości; to bezsensowne i niepotrzebne, w dodatku liczne ponapoczynane opakowania zajmują stanowczo zbyt dużo miejsca i generują bałagan. Słowem, muszę znów poczytać trochę blogów ludzi dążących do minimalizmu...
Tymczasem mój raport zużyć:
Powyżej opakowania porzucone w Edynburgu:
- Alverde żel pod prysznic pigwa i jeżyna - wielkie tak, bardzo polubiłam żele tej marki i kupię kolejne przy najbliższej okazji.
- Original Source żel pod prysznic pomarańcza i imbir - owszem, podzielam pogląd większości blogerek, że te żele pachną słabo, niemniej jednak lubię je i nie przestaną mnie kusić kolejne zapachy - co zresztą udowadniam w części zakupowej.
- La Roche Posay Lipikar AP balsam do ciała - świetny natłuszczacz idealny na zimę, tworzy porządną warstwę ochronną na przesuszonej skórze.
- Bioderma Sensibio H2O płyn micelarny - jedna z wielu zużytych już przeze mnie butelek; uwielbiam i chyba będę wracać, chociaż dla odmiany znalazłam godnego zastępcę, do obejrzenia w części zakupowej.
- Facelle Sensitive płyn do higieny intymnej - mój hit i wyjazdowy niezbędnik. W domu najczęściej myję nim włosy (i wyjątkowo dobrze im to robi), w hotelu - wszystkie części ciała i dodatkowo służy mi do prania. Muszę kupić kilka sztuk w czasie promocji :).
W hotelu szczęśliwie miałam wannę, więc była to okazja do zużycia kąpielowych produktów z aromatella.pl. Rozpuszczeniu uległy: nawilżająca muffinka Leniwa Lawenda, musująca kula Fiołek Parmeński, kremowa kuleczka Pani Marmolada, kremowa babeczka Kwiat Neroli. Ogólne wrażenia pozytywne, chociaż te rozmaite strzępki suszonych kwiatów ładnie wyglądają na produktach, a pływając w wannie tylko przeszkadzają i czasem ciężko je spłukać :).
A to już zużycia domowe:
- Babydream für Mama Wohlfül-Bad - balsam do kąpieli, głównie służył mi jako szampon o ślicznym zapachu. Bardzo trudno go kupić, a ponieważ lepiej moim włosom robi wspomniany wyżej Facelle, nie będę już tak maniakalnie poszukiwać tej różowej butelki - szczęśliwie mam jeszcze jedną w zapasie.
- Babydream Kopf-bis-Fuß żel do mycia ciała - ulubiony do mycia dłoni, muszę zaopatrzyć się w kilka sztuk w czasie promocji cenowej.
- Palmolive żel pod prysznic drzewo sandałowe + imbir - ta wersja zapachowa niezbyt przypadła mi do gustu.
- Oleofarm olej lniany - nie udało mi się go wypić przed upłynięciem daty ważności, używałam później do olejowania włosów i maseczek na dłonie - z dużym sukcesem.
- Eris Pharmaceris H szampon wzmacniający - stosowałam raz w tygodniu do mocniejszego oczyszczenia włosów; ładnie pachnie i generalnie byłam zadowolona, ale to chyba od niego swędziała mnie czasem skóra głowy.
- Fruttini mgiełka do ciała brzoskwinia i gruszka - nie polecam, zapach straszliwie sztuczny.
Czas na raport zakupowy - jak pisałam na początku, znów nieźle zaszalałam...
- Original Source zimowa limitka żeli pod prysznic: śliwka i syrop klonowy oraz pomarańcza i lukrecja - bardziej podoba mi się zapach tego drugiego, jest cudownie słodki.
- Lilibe chusteczki nawilżane - kupiłam w przedwyjazdowym amoku i w końcu stwierdziłam, że ich nie wezmę, bo wystarczy mi końcówka Sensibio; chyba przetestuję do demakijażu w domu, nie czekając na kolejny urlop.
Tu zaczyna się żniwo DDD:
- Bandi AHA+PHA krem z kwasem migdałowym i polihydroksykwasami - to będzie moje drugie opakowanie, do kwaszenia latem.
- SesDerma - Retises 0,05% Eye Contour Cream - aktywny krem regenerujący okolice oczu
- gratisowy upominek od sklepu, w którym kupiłam Retises - musująca gwiazdka do kąpieli. Teraz pozostaje mi tylko znów dorwać wannę...
- Bandi krem z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym.
- SO' BIO etic żel pod prysznic Madagaskar - Ylang Ylang Monoi-Tiare
- SO' BIO etic suchy olejek do ciała - wstępne testy bardzo pozytywne. Szkoda tylko, że nie ma atomizera.
- SO' BIO etic kojąca woda micelarna do demakijażu z nagietkiem - zastępca Sensibio, absolutna rewelacja!
Tym zdjęciem kończę raportować zakupy z DDD:
- Born to Bio żel pod prysznic fiołek - od dawna kusiły mnie urocze butelki tych żeli :)
- Bentley Organic żel pod prysznic z cynamonem, słodką pomarańczą i goździkami
- kostki do masażu Bomb Cosmetics z masła kakaowego: Czekoladowa Terapia, Siódme Niebo i Aksamitna Truskawka.
A tu szkockie zakupy, te z powyższego zdjęcia ustrzelone za pół ceny każdy:
- Original Source żel pod prysznic pomarańcza i cynamon
- Batiste suchy szampon - w pierwszych testach wypadł niestety nienajlepiej, ale muszę jeszcze potrenować aplikację.
- Lush żel pod prysznic Snow Fairy
- V05 odżywka do włosów Gloss Me Smoothly.
- Lush maseczka oczyszczająca Mask of Magnaminty - moja ukochana, niestety była dostępna tylko w mniejszym słoiczku.
- dlatego dokupiłam Lush maseczkę Oatifix
- i kupiony na lotnisku podkład MAC Pro Longwear - to moje drugie opakowanie, a kupno tego samego podkładu po raz kolejny to u mnie najwyższa forma uznania; wciąż będę szukać ideału, ale ten super stapia się z moją skórą i dobrze kryje, niestety po paru godzinach zaczyna "znikać".
I tradycyjnie na zakończenie coś dla lakieromaniaczek:
- Models Own Freak Out!
- Zoya Blaze i Aurora
- China Glaze Water You Waiting For, It’s a Trap-eze, Glistening Snow.