Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

niedziela, 5 maja 2013

Migawki z Liverpoolu



Wskrzeszam bloga :). Nie było mnie tu prawie miesiąc, pozdrawiam tych, którym mnie brakowało :-*
Niestety nie spędziłam całego tego czasu w Liverpoolu, jedynie kawałek długiego weekendu...powiedzmy niecałe cztery dni. Jak zwykle po podróży nie mogę się oprzeć chęci wrzucenia garści zdjęć. Blogerka Sorbet (pozdrawiam!), przez której bloga właśnie się przeżeram (bo mam coraz większe skłonności do kupowania kosmetyków cruelty-free), zwróciła mi uwagę, że mało opisuję, więc postaram się dziś trochę powspominać również werbalnie :)


Jak na lotnisko imienia Johna Lennona przystało, na ścianach witają nas cytaty z piosenek. A na zewnątrz stoi żółta łódź podwodna. Na każdym kroku trafiamy na puby/hotele o nazwach związanych z The Beatles. Wróciłam więc z niezłomnym postanowieniem przypomnienia sobie całej dysko- i filmografii :)


Pierwsze zaskoczenie książkowe - w uliczce handlowej stoi "drzewko", w którym można dokonać wymiany książki (głównie chick lit). Niestety żadnej nie miałam, więc tylko pooglądałam i poszłam dalej...


Widok na rzekę Mersey.


Tu z kolei widok na miasto - rzeka z tyłu, po bokach Albert Dock i Museum of Liverpool.


Pierwsze spotkanie z odjechanym zwierzątkiem Superlambanana :). Spotkałam ich kilka, więcej można poczytać o nich np. tutaj. Do kupienia są też rozmaite gadżety z nimi, breloczki itp. Nie tylko Beatlesami Liverpool żyje :)

Przemknęłam przez Museum of Liverpool (wstęp wolny) i najbardziej urzekła mnie instalacja "Liverpool Doors" - tu spędziłam najwięcej czasu. O drzwiach można poczytać tu.






Ostatnie spojrzenie na muzeum :)


Moje drugie zaskoczenie książkowe. Mało czytam po angielsku (delikatnie rzecz ujmując) i do "normalnych" księgarni w ogóle nie wchodziłam, natomiast sporo czasu spędziłam w charity shops typu Oxfam czy British Heart Foundation - książki, które oglądałam, kosztowały od 1 do 3 funtów. Kupiłam na początek jedną, a potem trafiłam na to miejsce ze zdjęcia. Zupełnie przypadkiem tuż obok miałam hotel :). Początkowo planowałam wziąć trzy książki, ale nie mogłam się powstrzymać i wyszłam z pięcioma. Na szczęście nie przekroczyłam limitu bagażu. Jeśli ktoś chce poczytać o tej inicjatywie, to zapraszam tu.


Przez cały mój pobyt świeciło słońce, dopiero ostatni dzień przed wylotem był zachmurzony i wyjątkowo wietrzny (akurat gdy miałam ochotę posiedzieć dłużej nad rzeką...)


To mój nowy ukochany sklep, zwłaszcza dział spożywczy. Obkupiłam się w mieszanki ziaren i orzechów (korzystając z promocji "drugie opakowanie za pół ceny"), trochę słodyczy i dwa słoiczki witaminy B12 (skuszona promocją Penny Sale, czyli drugie opakowanie za pensa). Ach, i kosmetyki Dr. Organic... już tęsknię za tym sklepem :D


A to wejście do "mojej" knajpki. Mam teraz nowy rytuał przed podróżami i szukam w internecie lokali wegańskich. W Liverpoolu znalazłam Egg Cafe, szczęśliwym trafem mieszczącą się o jakieś dwie minuty drogi od mojego hotelu. To miejsce lakto-owo-wegetariańskie, ale mają też potrawy wegańskie. Bardzo sympatyczna atmosfera i żałuję, że byłam tam tylko trzy razy :) (dwa razy na obiedzie i raz na cieście bananowym i kawie).

No i to tyle! Oczywiście to nie wszystko, co robiłam i widziałam...Jako wzorcowa turystka m.in. obejrzałam też muzeum The Beatles Story. Pozwiedzałam też sklepy odzieżowe i kosmetyczne - tam też kupiłam co nieco, ale o tym może innym razem :)

10 komentarzy:

  1. Fajnie, że do nas wróciłaś, mam nadzieję, że będziesz pisać trochę częściej. Widzę, że weekend majowy możesz zaliczyć do udanych, fajnie Ci. Nie wiem jak w reszcie pl ale u mnie zaledwie dwa dni były słoneczne, reszta chłodna, pochmurna i deszczowa, aż niechęć bierze do wychylania nosa na zewnątrz... Intrygujący jest ten zwierzak, no i przy tym wygląda dziwacznie, jeszcze nie czytałem o nich, ale czy nie są efektem podobnej akcji jak ta z polskimi, malowanymi krowami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja podobna, lubię takie :) jeszcze miałam okazję widzieć słonie w Londynie.

      Usuń
    2. No tak, to świetny był pomysł, powinno być takich więcej w pl :) również w mniejszych miastach.

      Usuń
  2. a gdzie (lakierowe) pamiątki z wycieczki? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będą dopiero w podsumowaniu majowych zakupów :)ale zwierzyłam się już na forum :D

      Usuń
    2. A końcu na coś przyda mi się założone tam konto :) Lece obadać

      Usuń
  3. cieszę się, że jesteś :D ładne zdjęcia !

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczna relacja :) [po cichu zazdroszczę wyjazdu, aż samemu by się chciało pojechać :)]

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpozdrawiam! :)
    Okropelnie podoba mi się ta akcja z książkami. W Pl coś takiego chyba nie przeszło.
    W Rzeszowie jest Love Bar w CH Millenium - za barem stoi półka z książkami, można przynieść swoją i wymienić na coś innego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazdroszczę, bo ja niestety weekend majowy spędziłam w mieście :(

    OdpowiedzUsuń