Słońce, słoneczko świeci! (Jeszcze przyjdzie czas, że będę marudzić o tym, że razi w oczy i że jest mi za gorąco). A ja znów przeziębiona :( i weekend spędzam niestety głównie w łóżku...
(Z drugiej strony dawno nie byłam na zwolnieniu i chętnie bym poszła...miałabym więcej czasu na czytanie "Historyka" i czeka na mnie pięć sezonów Doctora Who :)).
Skusiłam się między innymi ze względu na opakowanie rodem z kuchennej szafki - czy nie wygląda jak jakiś dżemik? Nie odstraszyła mnie nawet cena, chociaż jest całkiem wysoka - zapłaciłam ok. 78 PLN za 88,72 ml produktu, w sklepie iHerb :).
Zwięzłe obietnice producenta:
Bogata w kwas hialuronowy i MSM - wspomaga produkcję kolagenu. Zapobiega przedwczesnemu starzeniu skóry poprzez wyrównanie poziomu nawilżenia.
Kosmetyki Isvara Organics nie są testowane na zwierzętach (co prawda nie ma tej informacji na opakowaniu, ale można ją znaleźć tutaj).
Skład:
Organic Aloe Juice, organic olive oil, organic jojoba oil, vegetable emulsifying wax, stearic acid, jojoba protein, organic lavender extract, organic calendula extract, organic green tea extract, organic rooibos tea extract, evening primrose oil, organic calendula oil, organic white tea extract, hyaluronic acid, vitamin e, rosehip oil, methylsulfonylmethane (MSM), organic patchouli eo, organic lemon eo, frankincence eo, myrrh eo.
Sposób użycia banalnie prosty - nałożyć na oczyszczoną twarz, po 10-20 minutach wmasować i usunąć za pomocą ciepłej wody.
Maseczka jest dość gęsta - na razie daje się ją wydobyć ze słoiczka poprzez potrząsanie, ale z czasem trzeba będzie sięgnąć po jakąś szpatułkę. Pachnie mieszaniną olejków aromaterapeutycznych wymienionych w składzie - najmocniej wyczuwam lawendę, więc dochodzi zapachowy element kojąco-uspokajający.
Podczas wsmarowywania jakby "topi się" dając oleisty efekt, z początku widoczny, u mnie po krótkiej chwili wchłania się całkowicie pozostawiając skórę mięciutką, ukojoną, zrelaksowaną i nawilżoną. Dlatego
ostatnie polecenie, czyli to o umyciu, pomijam - jeśli nakładam maseczkę na noc, zostawiam ją na twarzy.
Na zdjęciu widać ten oleisty połysk tuż po rozsmarowaniu - chwilkę później już zanika (skórę dłoni mam przesuszoną jeszcze bardziej niż twarzy :)). W chwili, gdy to piszę, na lewej dłoni mam pozostawioną maseczkę, a na prawej nic. Różnica jest powalająca - prawa dłoń jest obrzydliwie szorstka i sucha, podczas gdy lewa zdrowo błyszcząca, nawilżona i wizualnie parę lat młodsza :). Aż szkoda, że Isvara Organics nie ma w ofercie kremów do rąk (chociaż ma mleczka do ciała i masło, hmmm...kuszące...)
Podsumowując - maseczka jest dość droga, ale dobra. Jednak jak znam siebie, to już do niej nie wrócę - przepełnia mnie chęć wypróbowania jak największej ilości kosmetyków - ale z pewnością skuszę się na inne produkty Isvary. Chociażby na nieco tańszą maseczkę dyniową :)