Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

środa, 23 października 2013

Zoya - Sunshine

Zoya określiła kolor jednego ze swych jesiennych piasków jako "Van Gogh Navy Blue" i owszem, to jest dokładnie ten odcień:


Jest piękny i czekałam na niego bardzo długo, chociaż bardziej pożądałam fioletowej Carter :-). Zamówiłam tę parkę na eBayu zapłaciwszy morderczą cenę już 6 sierpnia, niestety przesyłka nie dotarła :-(. Szczęśliwie odzyskałam pieniądze (chwała PayPalowi i jego centrum rozstrzygania), a lakiery udało mi się zdobyć (i to za bardziej przyjemną kwotę) dzięki boskiej, niezwykle pomocnej Antiii z bloga ecosmetics - jeszcze raz dziękuję :-*
Lakier jest dość gęsty i przy następnym malowaniu muszę przełamać swój opór przed jednowarstwowcami - poważnie wystarczyłaby jedna warstwa, zwłaszcza że nie umiem malować cieniutko. Szybciej by wtedy wysechł - na kciuku widać, że za szybko zabrałam się za macanie :-)
To mój ulubiony rodzaj piaskowego wykończenia - przełamany drobniutkim brokatem (tu srebrnym).
Zdjęcia w nieśmiałym październikowym słońcu.








środa, 16 października 2013

Dwa lata...


...czyli kolejna rocznica bloga. Piszę rzadziej, ale pisać będę. Wciąż kupuję za dużo kosmetyków, lecz nadal staram się walczyć z gromadzeniem zapasów - może kiedyś się uda? Nie wypleniłam też paskudnego zwyczaju otwierania i używania nowości, podczas gdy końcówki poprzednich obiektów pożądania leżą gdzieś zapomniane. Najnowsze hobby - testowanie przepisów kulinarnych, aktualnie z bloga jadłonomia - zajrzyjcie, poczytajcie. I upieczcie ciasto karobowe :-)
Dziękuję wszystkim, którzy do mnie zaglądają :-*

sobota, 5 października 2013

Models Own - Dancing Queen

W lakierach Models Own z kolekcji Mirrorball jest coś hipnotyzującego, przynajmniej dla mnie: to te największe, nieregularne brokatowe kawałki - na pierwszy rzut oka w określonym kolorze, ale mieniące się w słońcu na przeróżne barwy. Najpierw kupiłam Freak Out!, bo był najbardziej niebieski. Niedawno koleżanka przywiozła mi ze Szkocji Dancing Queen, w którym jest więcej zieleni, ale i wciąż sporo niebieskości. Teraz przemyślałam sprawę i chcę Boogie Nights - moja tymczasowa awersja do fuksji na pewno kiedyś minie :-)
Lakier nałożyłam jak zazwyczaj na Diamond Geezer (malowałam wieczorem, a fotografowałam rano, więc na zdjęciach jest z Seche Vite). Widziałam w sieci, że świetnie wygląda na czarnym lakierze, koniecznie muszę następnym razem użyć takiej bazy. 






Abba to nie moje klimaty muzyczne, ale któż nie zna Abby? Musical "Mamma Mia!" uwielbiam, jest w nim mnóstwo radości życia i ładnie pokazuje, że młodość to stan umysłu :-)





















środa, 2 października 2013

Wrześniowe zużycia/zakupy


Denko w tym miesiącu wyłącznie pourlopowe - sfotografowane na balkonie chorwackiego hoteliku. W domu zostało mnóstwo prawie-skończonych kosmetyków, więc wszystko wskazuje na to, że zużycia październikowe będą obfitsze :-). Muszę "tylko" powstrzymać swoje upodobanie do testowania nowych zakupów :-D
Część denkowa trochę powtórzy się z zakupową - parę nowości poszło od razu do użycia.
No to lecę:
Facelle płyn do mycia wersja Sensitive - na urlopie to kosmetyk wieloczynnościowy, robił za szampon, żel pod prysznic, żel do mycia twarzy, żel do higieny intymnej i żel do mycia dłoni. Planowałam też w nim prać ciuchy, ale ostatecznie do tego posłużyły darmowe hotelowe saszetki żelu myjącego. Widziałam, że pojawiła się pianka Facelle - muszę przetestować :-)
- Balea płyn do kąpieli o zapachu czarnej porzeczki - bardzo się starałam opróżnić te pół litra w niecałe dwa tygodnie i udało się. Do wanny lałam bez zahamowań, używałam też pod prysznicem i do mycia dłoni. Spoko produkt, obfita piana w wannie trzymała się długo, zapach nie tak intensywny jak w przypadku Lush np. ale wyczuwalny. Gdyby nie pośpiech przy zakupach, to wybrałabym coś innego, bo przeoczyłam w nazwie mleczne proteiny.
Iwostin woda termalna - otrzymana kiedyś jako gratis do zakupów; na pewno nie kupię, bo daje zbyt silny strumień - najgorsza z wód, jakie miałam.
- dwie saszetki soli do kąpieli Balea - jak to przetłumaczyć? relaksujący jaśmin i kojące kwiatki? niestety porażka - bardzo lekko barwiły wodę, słabo pachniały i tyle samo relaksu dałoby mi leżenie w czystej ciepłej wodzie. Odradzam - no chyba, że ktoś bardzo chce, bo są tanie i można wypróbować.
- połówka saszetkowej maseczki Balea wygranej rok temu (!) w rozdaniu u Sweet & Punchy - wygląda na to, że potrzebuję urlopu, by pamiętać o maseczkach :-), w warunkach domowych zbyt często leżą odłogiem.
- miniaturowy płyn do kąpieli Camellia to część zestawu, kupionego dawno temu w Marks & Spencer. Z uroków wanny korzystam tylko w hotelach, więc chciałam mieć wybór różnych zapachów. Podobny przeciętniak jak porzeczkowa Balea, wytwarza dużo piany i pachnie, ale niezbyt mocno (a ja lubię, jak w łazience czuć kosmetyk nawet po zakończonej kąpieli).
- tusz do rzęs La Roche Posay Respectissime Densifieur - używałam od paru miesięcy, wzięłam specjalnie do porzucenia. Nie polubiłam go, za często zlepiał mi rzęsy - chyba że przed nałożeniem wytarłam szczoteczkę z nadmiaru tuszu, a zazwyczaj nie chciało mi się tak bawić.
- olej kokosowy BIO PLANETE - mój pierwszy słoiczek 200 ml, teraz zaczynam drugi 400 ml. Lubię! Służył mi jako balsam do ciała/dłoni i do olejowania włosów.
- Dr Muller Panthenol Mleczko 7% - w domu stosowałam po depilacji, resztkę wzięłam na urlop do smarowania ciała po opalaniu. Trochę dziwnie pachnie, ale dla mnie to bardziej lek niż kosmetyk, więc nie zwracam na to uwagi.
- Lierac Sunific Extreme SPF 50+ mleczko do ciała - prawdę mówiąc myślałam, że zużyję dużo więcej filtrów i wzięłam ze sobą małą armię :-) tymczasem zdenkowałam tylko tę butelkę. Sprawdził się doskonale, zero uszczerbku posłonecznego, aplikacja bez zarzutu. Trzeba tylko uważać w transporcie, bo lekkie obluzowanie zakrętki skutkuje wylaniem części produktu. Najlepiej zalepić taśmą, no ale mądra jestem po szkodzie :-)


To pierwsze pośpieszne zakupy w dm - jak tylko zobaczyłam tę drogerię, od razu do niej popędziłam, starówka w Dubrowniku mogła chwilę zaczekać ;-). Wiedziałam już, że mam w hotelu wannę, więc musiałam się przygotować na wieczorne wylegiwanie. Powtarza się tu z zużyciowego zdjęcia płyn do kąpieli Balea i dwie saszetki soli, pozostałe dwie (grejpfrutową i kwiatową) przywiozłam do domu. Żel pod prysznic Alverde miętowo-bergamotkowy pachnie świetnie, orzeźwiająco i na urlopie doskonale się sprawdzał.


To już dłuższe zwiedzanie kolejnej drogerii dm - jak widać, przy marce Alverde rozum mnie opuścił :-D. Cichy głos rozsądku przypominał o 20-kilogramowym limicie bagażu i tylko to mnie powstrzymało przed wykupieniem większości asortymentu. Wzięłam więc pięć olejów z przeznaczeniem ciało/włosy (chyba tylko z jednej wersji zrezygnowałam, nie pamiętam jakiej, ale uznałam, że będzie miała nieładny zapach), masło do ciała macadamia-karite, pomadkę ochronną wanilia-mandarynka, dwa kolejne żele pod prysznic - frangipani i wanilia-mandarynka (pierwszy z lewej zignorujcie, to ten sam co na zdjęciu z pierwszych zakupów), balsam do włosów cytryna-morela, balsam do stóp sosna-limetka, odżywkę do rzęs i dezodorant w kulce Balea (bo chyba Alverde nie było :-)). Kilka produktów już wypróbowałam i jestem zachwycona, dlatego nie zawaham się tego napisać - chcę więcej :-)


A to zakupy z chorwackiej drogerii Kozmo (też bardzo fajne miejsce z ciekawym asortymentem) - dwa produkty holenderskiej marki Mades Cosmetics z serii Spa by Bathique: mleczko do ciała lawendowo-anyżowe (nie przepadam za anyżem i przyznam, że kupując nie zauważyłam tego składnika, a lawendę lubię...jednak to połączenie zaskakująco dobrze się sprawdza) i mus do ciała werbenowo-imbirowy; myślałam, że skoro mus, to będzie lekki i szybko wchłaniający się, przez co idealny na lato - jednak pozostawia wyczuwalny film na skórze, więc na gorące dni jak dla mnie za ciężki. 
I efekt wizyty w sklepiku typowo pamiątkarskim - chorwackie kosmetyki firmy Aromatica - mydło lawendowe, mydło rozmarynowe, maleńki balsam lawendowy (ja planuję używać go do pielęgnacji skórek).


Na koniec lakierowo: koleżanka wizytowała Szkocję, więc poprosiłam o dwa brokatowe Models Own - Dancing Queen i Ibiza Mix; z urlopu przywiozłam również (tylko) dwa lakiery - chorwacki Pastel nr 82 (gama kolorów ładna, ale raczej standardowa) i glitterowy Essence More Than Silver z cieniuśkim pędzelkiem do wzorków. Ach, no i w końcu Helmer, żeby trzymać moją lakierową gromadkę w jednym miejscu i z dala od ludzkich oczu - kolejne komentarze pełne szoku są mi niepotrzebne! Helmerek wciąż leży w kartonie i czeka - nie znalazłam jeszcze dla niego czasu, może w ten weekend :-)