Being a woman is worse than being a farmer - there is so much harvesting and crop spraying to be done: legs to be waxed, underarms shaved, eyebrows plucked, feet pumiced, skin exfoliated and moisturized, spots cleansed, roots dyed, eyelashes tinted, nails filed, cellulite massaged, stomach muscles exercised. The whole performance is so highly tuned you only need to neglect it for a few days for the whole thing to go to seed.
Helen Fielding "Bridget Jones's Diary"

czwartek, 29 listopada 2012

Orly - Androgynie

Androgynie to lakier z ubiegłorocznej kolekcji świątecznej Orly, w końcu doczekał się debiutu na moich paznokciach. W żelkowej czarnej bazie pływa mnóstwo drobnego brokatu i trochę większych sześciokątów - te większe lubią zostać w butelce lub na pędzelku; jak już udało mi się umieścić ich całkiem sporo na etapie drugiej warstwy, to przy warstwie trzeciej czarna baza je znów zatopiła sprawiając, że są mniej widoczne niż bym chciała. Ale i tak jest śliczny, a malowało się super wygodnie :)





poniedziałek, 26 listopada 2012

Candy Lacquer - Fruit Squares

Owocowe kwadraty - w bezbarwnej bazie pływa brokat pocięty na mniejsze i większe kwadraciki żółte, czerwone, zielone, pomarańczowe i fioletowe. Nakładać trzeba uważnie, bo zsuwa się z pociągnięciem pędzelka - jedna warstwa wydawała mi się za skromna, więc dołożyłam metodą "pacnięć" drugą i gdzieniegdzie przedobrzyłam.
Lakier podkładowy to Butter London Diamond Geezer. 





środa, 21 listopada 2012

Art Deco - 125

Buuu, nie bawię się tak :(
W Chince Below Deck z poprzedniej notki widziałam kiedyś więcej fioletu, a w dzisiejszym bohaterze znacznie więcej niebieskości. Owszem, zawsze był szaroniebieski, ale patrząc na niego od dwóch dni widzę najczęściej szarość...
Zakochałam się w tym lakierze po obejrzeniu u Sabbathy i niedługo potem pojechałam do drogerii Douglas specjalnie po niego. Lakiery Art Deco mają dość okrutną cenę - w internetowym Douglasie aktualnie 29,90 PLN za 6 ml, ale ten musiałam mieć. Przy odrobinie uwagi wystarczy jedna warstwa, u mnie są dwie. Aparat widzi go tak jak trzeba, mój mózg niestety nie :(

 światło sztuczne

światło "dzienne", typowo jesienne

poniedziałek, 19 listopada 2012

China Glaze - Below Deck

Znany i kochany przez wiele lakieromaniaczek lakier z kolekcji Anchors Away, z wiosny 2011. Idealny szarobrązowy z domieszką fioletu - chociaż wydaje mi się, że parę miesięcy temu widziałam w nim więcej fioletu niż teraz...Spokojny i bezpieczny kolor, doskonała chwila wytchnienia od brokatów.
Dwie warstwy lakieru - sfotografowane pod żarówką imitującą światło dzienne, która zresztą prezentuje się w całej swej rozciągłości na kciuku :)




piątek, 16 listopada 2012

Moje nowe uzależnienie - kolczyki cz. 2

Chwilowo moja kolczykozakupomania ucichła, nie przeglądam internetowych sklepów/galerii w poszukiwaniu nowych par. Mam już spory wybór i mogę codziennie zmieniać kolczyki zależnie od nastroju. To ciąg dalszy moich ślicznotek :) inne można obejrzeć tutaj.










środa, 14 listopada 2012

Amour - Silver Stars

Wybrałam ten lakier nieco "na siłę" robiąc zakupy na transdesign - brakowało mi trochę do dziewięciu sztuk, a że coraz bardziej lubię srebro na paznokciach, dorzuciłam tę świąteczną błyskotkę. Baza jest bezbarwna, pływa w niej mnóstwo srebrnego brokatu drobnego i większego - ten drobny połyskuje głównie na zielono i bladoróżowo, ten duży pozostaje srebrny (nie wiem, dlaczego na zdjęciach się mieni). Maluje się nim bardzo łatwo, bez problemu zostaje na paznokciach nie zsuwając się z pędzelkiem i nie zostając w butelce. Na zdjęciach dwie warstwy Models Own Black Magic + jedna warstwa Amour Silver Stars + topcoat.






poniedziałek, 12 listopada 2012

Smitten Polish - Winter Is Coming

Zobaczyłam ten lakier przypadkiem akurat na etapie oglądania pierwszego sezonu "Gry o tron" i straszliwie go zapragnęłam, ale lakiery indie mają to do siebie, że pojawiają się w krótkich seriach i szybko znikają, więc i ten był wtedy wyprzedany. Kolejny szczęśliwy przypadek sprawił, że weszłam do sklepiku Smitten Polish akurat w momencie, kiedy czekały w nim dwie sztuki Winter Is Coming, więc jedna  niezwłocznie została zagarnięta przeze mnie :).
Zagraniczne blogerki przeważnie nakładały trzy warstwy tego lakieru, ja postanowiłam wykorzystać mój nieszczęsny biały perłowy Wibo - akurat się przyda jako podkład, chociaż wolałabym kremowy biały. Na kciuku jest jedna warstwa Wibo + dwie warstwy Smitten Polish + topcoat. Na pozostałych paznokciach - dwie warstwy Wibo + jedna Smitten Polish + topcoat. Nie widzę różnicy, więc upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu - mam okazję zużyć nieszczęsne Wibo i na dłużej mi starczy Smitten Polish :).







środa, 7 listopada 2012

Mad w kuchni odc. 4 - zupa z soczewicą i pęczakiem

Nawet nie wiecie, jaką mam ochotę pokazać w końcu jakiś nowy lakier do paznokci :). Ale dwa czynniki stoją na przeszkodzie: a/ mam drobny problem z żarówką imitującą dzienne światło, a naturalnego na razie za oknem brak; b/ jestem w trakcie dość gruntownego sprzątania mieszkania i maluję paznokcie zazwyczaj tuż przed wyjściem z domu i to jakimś banalnym kremowym lakierem, bo po powrocie znów sprzątam i rujnuję manicure, więc szkoda mi nakładać wymyślne brokaty, kiedy wiem, że przetrwają tylko dzień...Obiecuję, że następny post będzie lakierowy. A dziś zupa :)


Przepis pochodzi ze strony puszka.pl, zdjęcie jak zwykle moje.

Składniki:
3 średnie łodygi selera naciowego 
3 średniej wielkości marchewki 
1 średnia cebula posiekana 
2 łyżki oliwy do smażenia 
850 ml bulionu warzywnego 
puszka pomidorów
łyżeczka przecieru pomidorowego 
60 g pęczaku 
60 g soczewicy (obojętnie jakiej) 
sól 
pieprz 
majeranek 
tymianek 
posiekana natka pietruszki do posypania 
kilka kropel sosu tabasco
Sposób wykonania:
Marchew pokroić na grubsze kawałki, selera w plasterki, cebulę posiekać. 
Na oliwie podsmażyć cebulę, dodać marchew, seler, bulion, pomidory, przecier, pęczak, opłukaną soczewicę, przyprawy. Gotować na małym ogniu ok. godziny, aż warzywa będą miękkie. 
Dodać sosu tabasco do smaku. Podawać z natką pietruszki i chrupiącym pieczywem.

Moje modyfikacje: nie lubię pietruszki, więc nigdy nie dodaję. Nie przepadam za cebulą, więc najczęściej podsmażam czosnek (czasami robiłam z szalotką i czosnkiem). Nie posiadam sosu tabasco, więc zazwyczaj sypię jak opętana ostrą paprykę albo chili - uwielbiam! Zupa zawsze wychodzi i jest b. łatwa, smakowała każdemu, kto ją jadł :). Najwięcej czasu zajmuje przygotowanie selera i marchewki, potem trzeba tylko przeczekać godzinę gotowania. Polecam i życzę smacznego!

niedziela, 4 listopada 2012

Butterfly - magiczny peeling do stóp

Od razu uprzedzam, że nie mam najmniejszego pojęcia, czy producent rzeczywiście nazywa się Butterfly - to po prostu jedyne słowo, jakie umiem przeczytać na opakowaniu, przyjęłam więc na własny użytek, że jest to nazwa firmy.
O magicznym peelingu do stóp przeczytałam po raz pierwszy na blogu Azjatycki Cukier i strasznie się napaliłam, lubię takie ciekawostki. Na eBayu znalazłam wtedy tylko ten Butterfly, kliknęłam i niecierpliwie czekałam na przesyłkę z Tajwanu. Zapłaciłam ok. 39 PLN.
Uwaga: nie wolno używać w ciąży i na skaleczoną skórę!


W kartoniku upstrzonym egzotycznymi krzaczkami mieści się tajemniczy srebrzysty woreczek. Zero instrukcji w języku angielskim, na szczęście sprzedawca wszystko napisał na swojej aukcji. Woreczek rozcinamy...


I mamy produkt właściwy. Stopy trzeba umyć, osuszyć, foliowe "skarpetki" wypełnione tajemniczym płynem (roztwór kwasów, tyle wiem...) rozciąć w oznaczonym miejscu, nałożyć na stopy i zakleić dołączoną czerwoną naklejką. Spędzamy w tym kolejne dwie godziny - można chodzić, ale przypomina to chodzenie w kałuży i jest mało komfortowe. Następnie "skarpetki" zdejmujemy i wyrzucamy, znów myjemy stopy, osuszamy i smarujemy kremem nawilżającym.
Przez pierwsze dni nie dzieje się nic. Ja miałam odczucie "dziwnej" skóry stóp, była "nie moja" i dziwnie chrzęściła w czasie zginania stóp :D
Na aukcji zalecono po czterech dniach od zabiegu wymoczyć stopy, zastosowałam się do tej rady i kolejnego dnia naskórek zaczął się oddzielać. Największy efekt był w miejscach najbardziej zgrubiałych - u mnie na piętach i w tej środkowej części tuż pod palcami.
Teraz pokażę zdjęcia, więc resztę wpisu ukrywam - jeśli ktoś nie chce na to patrzeć, niech nie wchodzi dalej; a ciekawi działania peelingu i ci, dla których naturalia non sunt turpia, mogą śmiało kliknąć "czytaj więcej".